Xiaomi Yi Action Camera, czyli kamerka na każdą kieszeń

Jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że fajnie byłoby mieć jakąś sportową kamerkę małych rozmiarów, którą będzie można od czasu do czasu nagrać jakiś fajny filmik z treningu, czy porobić ciekawe zdjęcia. Do tej pory miałem zawsze do dyspozycji tylko mój telefon, ale robienie nim zdjęć wygodne nie jest, o filmach można zapomnieć.



Pierwsze co zrobiłem to szybki przegląd rynku, ceny mnie generalnie poraziły, aż tak bardzo nie było mi to potrzebne do szczęścia więc odpuściłem temat mając zdecydowanie ważniejsze wydatki w domowym budżecie.

Całkiem niedawno, zupełnie przypadkiem natrafiłem na tytułową kamerkę sportową Yi Action Camera od chińskiej firmy Xiaomi, pierwsze skojarzenia były dość negatywne - chińszczyzna, w dodatku niedroga, to nie może być dobry produkt. Z ciekawości jednak poczytałem trochę opinii w necie o firmie, jak i o samej kamerce i suma sumarum dałem się skusić.
Szybki mail do producenta, krótka korespondencja i po jakiś trzech tygodniach listonosz zadzwonił do moich drzwi mając dla mnie jeszcze pachnącą nowością kamerkę ;)

I Rozpakowanie i rozmiary


Znacie to uczucie kiedy rozpakowujecie jakiś nowy sprzęt i miło zaskakuje Was mnogość różnych akcesoriów itd ? Tutaj tego nie zaświadczycie :P Dostajemy małe pudełeczko, w którym jest tylko kamerka, bardzo krótki kabelek oraz bateria, do tego instrukcja w języku chińskim z obrazkami ;) I to tyle... Wiem, że trochę słabo, ale kamerka kosztuje około 90 dolarów więc cudów się nie spodziewałem.

Warto też wspomnieć, że nie zaczniemy zabawy z kamerką dopóki nie zaopatrzymy się w kartę pamięci Micro SD.

Jeśli chodzi o rozmiary to kamerka jest bardzo mała, wymiarami do złudzenia przypomina słynne GoPro, bez problemu wchodzi do tylnej kieszonki rowerowej koszulki nie zajmując tam zbyt dużo miejsca. Waży bardzo mało - jedyne 72 gramy.

II Specyfikacja


Krótko i na temat:
  • - 16-megapikselowa matryca Sony Exmor R BSI CMOS
  • - obiektyw o świetle f/2.8 i kącie widzenia 155 stopni
  • - Full HD (prędkości 60, 48, 30 oraz 24 kl/s)
  • - zdjęcia w rozdzielczości 4608 x 3456 px
  • - łączność Wifi
  • - maksymalna pojemność karty microSD - 64 GB

III Obsługa


Generalnie obsługa jest bardzo prosta, mamy na obudowie w zasadzie tylko trzy przyciski. To co jest mocną stroną kamerki to oficjalna aplikacja na smartfony (Android oraz iOS), z która łączymy się poprzez wifi i z pozycji której dokonujemy wszelkich zmian w opcjach. Najciekawsza funkcja to podgląd na żywo z kamerki, można więc ustawić sobie sprzęt w dowolnym miejscu i oglądać na telefonie to co rejestruje sterując przy okazji nagrywaniem z pozycji telefonu.


Tak jak wspomniałem mamy do dyspozycji trzy przyciski:

  1. Największy na przodzie kamerki służy do włączania/wyłączania oraz przełączania między trybem zdjęć i filmowania
  2. Mniejszy na górnej części służy jako start/stop przy robieniu filmików oraz jako przycisk robienia fotek
  3. Najmniejszy z boku służy do włączania wifi w celu sparowania kamerki ze smartfonem.

IV Zdjęcia


To głównie do tego celu zaopatrzyłem się w kamerkę, filmów tak często się nie robi ale zdjęcia już tak. Jak to z każdą kamerką bywa minus jest taki, że nie ma podglądu na fotografowany kadr, nie jest to jednak żaden kłopot, ponieważ rozdzielczość 4608 x 3456 px spokojnie pozwala później obciąć zdjęcie i uzyskać interesujący nas kadr.




Zdecydowanie najfajniejszą opcją moim zdaniem jest time-lapse czyli ustawienie automatycznego robienia zdjęć co określoną ilość czasu (kolejno co 0,5, 1, 2, 5, 10, 30 oraz 60 sekund).
Istnieje również możliwość zastosowania trybu seryjnego, który pozwala na wykonanie 7 fotografii na sekundę.





Teraz o samych zdjęciach, ja generalnie jestem bardzo zadowolony z ich jakości, do telefonu nie ma porównania ;) Szczególnie cieszy mnie duży kąt, bo już nie muszę się martwić czy wszystko co bym chciał mieści się w kadr. Duża rozdzielczość daje możliwość dalszej obróbki zdjęć.




V Filmy


Od razu napiszę, że na filmach się nie znam, ciężko mi tu pisać czy ich jakość jest nadzwyczajnie dobra, czy dobrze wypada w porównaniu z GoPro. Moim zdaniem filmy są wystarczające dobre, ich jakość dla mnie jest zadowalająca.
Najlepiej chyba po prostu wrzucić tu kilka nagranych filmików aby samemu dokonać sobie oceny, trzeba też pamiętać o wyraźnej utracie jakości po wrzuceniu materiałów na YouTube.






Robiłem filmy jadąc tempem spacerowym, robiłem na szybkich zjazdach, w dobrych i złych warunkach pogodowych, nawet jadąc w dół po bruku. Uważam więc, że kamerka przetestowana jest odpowiednio ;)

VI Akcesoria


To chyba najsłabsza strona tego produktu, ilość dostępnych obecnie akcesoriów jest bardzo uboga. Na początku był tylko monopod do robienia sobie selfie. Obecnie widzę, że z czasem pojawiają się kolejne produkty, obudowa do zdjęć i filmów podwodnych oraz uchwyty na dłoń i kierownicę.
Niestety producent postanowił nie stosować mocowania GoPro, znanego właśnie z ogromnej ilości różnych akcesoriów. Można co prawda kupić przejściówkę na to mocowanie ale z przejściówkami różnie bywa.


W Yi Action Camera mamy tradycyjne mocowanie jak przy aparatach fotograficznych, czyli po chłopsku mówiąc "na wkręcany bolec" :)
Oryginalnych akcesoriów na polskim rynku nie ma ale ja sobie poradziłem, trochę poszukiwań na allegro i udało mi się kupić odpowiedni monopod oraz mocowanie na kask rowerowy. Będzie tu również pasował prawie każdy statyw fotograficzny.



VII Mocne oraz słabe strony


Zacznijmy od zdecydowanych plusów:
  • niewielki rozmiar
  • satysfakcjonująca jakość filmów
  • bardzo dobra jakość zdjęć w dużej rozdzielczości
  • cena
  • fajnie rozbudowana aplikacja na smartfony z podglądem online na nagrywany materiał
  • możliwość sterowania kamerką poprzez smartfon


Teraz kolej na minusy:

  • instrukcja obsługi w języku chińskim (to zapewne niedługo ulegnie zmianie)
  • ubogi "zestaw startowy"
  • bardzo mała ilość dostępnych akcesoriów
  • brak możliwości zmian ustawień kamerki bez dostępu do smartfona
  • zapewne to problem z oprogramowaniem ale czasem kamerka lubi się zawiesić, dzieje się to po włączeniu, chcemy zacząć robić zdjęcia i nie ma reakcji, wielki problem to nie jest - wystarczy wyjąć i włożyć baterię ale jednak trochę to człowieka denerwuje

VIII Podsumowanie


Uważam, iż wybór kamerki Yi Action to był dla mnie strzał w dziesiątkę, nie potrzebuję super extra sprzętu z najwyższej półki. Dla moich potrzeb zrobienia od czasu do czasu jakiegoś fajnego filmiku i przede wszystkim do fotografii, kamera jest w zupełności wystarczająca. Mało tego, myślałem że za tą cenę otrzymam produkt zdecydowanie gorszy.
Kamerka schowana w tylnej kieszonki koszulki nie przeszkadza w ogóle, nawet rozkładany monopod nie jest dla mnie problemem aby zabrać taki zestaw na trening.

Generalnie mogę więc kamerkę z czystym sumieniem polecić, szczególnie że to obecnie nowość i na pewno oprogramowanie oraz ilość dostępnych akcesoriów będą się zmieniać na plus.

A teraz gorzki update całego testu...

Dzień po napisaniu tego tekstu, na smartfonie, dostałem informację o pojawieniu się nowego oprogramowania, oczywiście ściągnąłem i zainstalowałem. Po jakimś czasie, po włączeniu urządzenia kamerka ześwirowała, zaczęła ciągle "pikać" bez żadnej reakcji na przyciski, wtedy nie wiedziałem co się dzieje i wyjąłem baterię żeby to w ogóle wyłączyć.
Niestety obecnie nie mogę już w ogóle włączyć kamerki, źle zainstalowane oprogramowanie całkowicie zniszczyło sprzęt.
Po lekturze na zagranicznych forach wiem już, że trzeba było poczekać aż kamerka przestanie "pikać" i dopiero wtedy soft jest poprawnie zainstalowany.
Po wymianie mailowej z działem technicznym Xiaomi niestety dostałem informację, że kamerki nikt mi już nie naprawi, bo póki co serwisy tej firmy są tylko w Chinach. Jedyne wyjście to zwrot pieniędzy od sprzedawcy.
Tak kończy się moja przygoda z kamerką Xiaomi Yi Action, szkoda bo do tego feralnego dnia wszystko było ładnie i pięknie...

Szklarski Klasyk 2015

Szklarska Poręba i jej okolice to raj dla wszystkich pasjonatów dwóch kółek, do tej pory większość imprez w tym miejscu skupiona była jednak wokół górskiej odmiany kolarstwa.


Tym razem będzie jednak inaczej, w niedzielę 12.07.2015 odbędzie się bowiem Szklarski Klasyk, druga edycja wyścigu dla amatorów, organizowana przez Grabek Promotions.
Jeśli ktoś jechał Klasyk Karkonoski lub wyścig w Miękini wie, że oznacza to bardzo dobrą organizację i przede wszystkim, wyśmienitą atmosferę ścigania się w najlepszych warunkach.


Przygotowano bardzo ciekawą i selektywną trasę skupioną głównie w okolicy Gór Izerskich. Ze Szklarskiej Poręby jedziemy przez Zakręt Śmierci aż do ciekawej rundy skupionej w okolicy Orłowic, Mirska i Starej Kamienicy, a gdy ją już pokonamy czeka nas długi podjazd z powrotem przez Zakręt Śmierci i po szybkim zjeździe finisz w centrum Szklarskiej Poręby.
Trasa zapewnia duże emocje, idealne asfalty oraz piękne widoki - każdy więc znajdzie tu coś dla siebie.


Warto też dodać, że wyścig szosowy wpisuje się idealnie w tzw. Bike Week, czyli całotygodniowe imprezy dla miłośników rowerów dla całych rodzin.
Krótko mówiąc, Szklarska Poręba stanie się na kilka dni małą stolicą kolarstwa w różnych jego odmianach i trzeba tu po prostu być.

Więcej informacji standardowo na stronie organizatora.
Ja będę i Ciebie też nie może tam zabraknąć ;)

Odczarować Pętlę Beskidzką

Już niedługo zacznie się lipiec, kojarzony przede wszystkim z wakacjami, ciepłem, latem i wszystkim tym, co raczej wywołuje uśmiech na twarzy. Dla mnie początek lipca to jednak przede wszystkim małe kolarskie święto, czyli słynna Pętla Beskidzka - wyścig szosowy z cyklu Dobre Sklepy Rowerowe Road Maraton, który co roku przyciąga całe rzesze amatorów dwóch kółek z całej Polski, stanowiąc bardzo ważny punkt w amatorskim kalendarzu szosowym.

Co takiego magicznego ma w sobie Wisła i Pętla, że może pochwalić się tak wysoką frekwencją i tak doskonałymi opiniami wśród zawodników. Ciężko odpowiedzieć na to pytanie jednoznacznie. Mi na przykład Pętla kojarzy się przede wszystkim z bólem, cierpieniem i walką z samym sobą. Nie wiem dlaczego ale praktycznie co roku łapię na tym wyścigu klasyczną kolarską bombę, kończę ten wyścig na totalnym odcięciu, a mimo to są to miłe wspomnienia i pomimo iż na trasie mówię sobie, że już tu raczej nie wrócę, to co roku staję na starcie z jednym celem - wreszcie odczarować Pętlę Beskidzką.

Nie inaczej jest w tym roku, pojawię się w Wiśle na weekend 4-5.07.2015, wsiądę na swój ukochany rower i stanę w szranki z bardzo mocną obsadą kolarzy amatorów z całej Polski. Wóz albo przewóz - albo będę walczył o dobre lokaty na mecie albo o ukończenie - żadnych półśrodków :P

Jednak może słów kilka o samej imprezie, jak zawsze Wiesiek Legierski - organizator, stanął na wysokości zadania i przygotował dwie opcje wyścigowe. Długi maraton w otwartym ruchu oraz ostre ściganie na wyścigu po zamkniętych szosach zlokalizowanych na rundzie w okolicy Kubalonki, Zameczka, Czarnej Wisełki oraz Stecówki.


Niech nie wydaje Wam się, że skoro mamy krótszy dystans to będzie dużo łatwiej, wystarczy napisać, że maraton to 160 km i 2700 m przewyższenia, a wyścig na rundach to "jedyne" 90 km z przewyższeniem 2400 m.


W tym roku organizator przygotował też niespodziankę. Wzorem udanej imprezy w Ustroniu, dzień po Pętli Beskidzkiej, będziemy mieli okazję rywalizować w czasówce górskiej typu uphill, która będzie klasycznym wjazdem, na słynny Zameczek, na czas.
Jeśli więc po sobocie ktoś będzie czuł niedosyt, może powalczyć z czasem na niedługim ale jednak dość ciężkim podjeździe.


Tak jak pisałem, ja będę, innej opcji nie ma. Stanę na starcie zarówno w sobotę, jak i w niedzielę.
Już czuję ten ból w mięśniach i adrenalinę.

Wszystkie dokładne informacje tradycyjnie na stronie organizatora.

Ze swojej strony zapraszam :)

Mistrzostwa Polski w Wydminach, czyli cyrk na kółkach

W tym roku postanowiłem zadebiutować na Mistrzostwach Polski Masters ze startu wspólnego, impreza na totalnie drugim końcu Polski, trasa nie dla mnie ale jakoś tak zadziałała ranga mistrzostw, że razem z naszym Teamem postawiliśmy w komplecie stawić się w Wydminach.

Nie miałem parcia na wynik zdając sobie sprawę, że pagórki, silny wiatr i ranty to nie jest moje środowisko naturalne. Miałem natomiast spore oczekiwania względem samej imprezy, otoczki itd...

Wiecie jak to jest, jedziesz na wyścig który jest przecież Mistrzostwami Polski, większość Mastersów właśnie na ten start szykuje szczyt formy, myślisz sobie - będzie fajnie, wysoki poziom sportowy i organizacja na wysokim poziomie. Czujesz taką mała adrenalinkę, w końcu to taki ważny dla wszystkich start.

Medal MP, czy zabawka za parę złotych ?
To by było na tyle jeśli chodzi o oczekiwania. Jak było w rzeczywistości ? Ja dostałem przysłowiowym obuchem w łeb, a cały ten weekend najtrafniej określił, większości dobrze znany, Piotrek Szafraniec - mianem latającego cyrku Monty Pythona.

Na wstępie zaznaczę, że sportowo przegrałem z kurczami i na 80 kilometrze musiałem niestety pożegnać czołową grupę, ranty na tym wietrze i wysoka temperatura mnie mocno wymęczyły, a niezłapanie bidonu od koleżanki z Teamu postawiło krzyżyk na w miarę przyzwoitym wyniku i kończyłem wyścig w cieniu mega bomby ;)

Przejdźmy jednak do punktu najważniejszego, czyli krótkiego poradnika jak z Mistrzostw Polski zrobić cyrk na kółkach, podam przepis w 12 punktach...

1. Na dwudniowych mistrzostwach zrobić ceremonię otwarcia w niedzielę, sobota to przecież nieistotny dzień, gdzie ścigały się kobiety i starsze kategorie męskie

2. Nie zapewnić nawet najprostszego podium pierwszego dnia imprezy, a medale i koszulki rozdawać na chodniku przed ośrupanym budynkiem w towarzystwie naburmuszonego wójta, który był tam chyba za karę.

Fenomenalna wręcz dekoracja
Fenomenalna wręcz dekoracja vol.2
3. Za zdobycie podium Mistrzostw Polski dać tylko najprostsze medaliki za kilka złotych, no i koszulkę (wymóg PZKol), jakiś puchar ? A po co...

4. Linię mety wytyczyć w środku szczerego pola, narysować tylko kreskę na asfalcie, której z daleka nie widać

5. Trasę wytyczyć tak aby przebiegała po jak najgorszym asfalcie, z cała masą dziur, nierówności i nasypanego żwirku

6. Nie postawić żadnego baneru, że własnie odbywają się Mistrzostwa Polski, dekorację ustawić tak, żeby wyglądało to jak zwycięstwo w totalnie nic nie znaczącym ogórku (drugiego dnia było już podium ale i tak wszystko wyglądało kuriozalnie)

7. Przeprowadzić trasę tak, aby na jednym okrążeniu były dwa czynne przejazdy kolejowe, które skutecznie wypaczają rywalizację sportową (w kilku kategoriach pociąg zatrzymywał grupy pościgowe, a sędziowie nie znają pojęcia "neutralizacja"), w dodatku jeden przejazd musi być wybrukowany najgorszym brukiem z możliwych, tak by kolarze mieli szanse połamać kości, koła  lub chociaż zgubić bidon.

Przejazd kolejowy na trasie (tu bruk nie wygląda tak groźnie jak było w rzeczywistości)
8. Puścić na trasę wyścigu samochody techniczne bez ładu i składu (w naszą grupę M30, na jednym ze zjazdów w pewnym momencie dosłownie wpadł jakiś mercedes na pełnej szybkości, do tego stopnia, że zderzakiem przytarł łydkę jednego z zawodników, później okazało się, że to samo auto, w taki sam sposób potraktowało grupę Cyklosportu, co na szczęście ktoś uwiecznił na filmiku)


9. Pozwolić łączyć się różnym grupom wiekowym na trasie, tak aby na mecie powstał jeden wielki chaos i bałagan.

10. Nie umieszczać w internecie szybko wyników (spróbujcie znaleźć wyniki z soboty - powodzenia).

11. Biuro zawodów umieścić na schodach przed szkołą i obsługiwać kolarzy z laptopami i listami startowymi na kolanach

12. Zrobić elektroniczny pomiar czasu bez chipów (chyba, że się nie znam, ale na mecie chyba powinna być jakaś mata skoro rzekomo w numerze na sztycę był chip), a ewentualne finisze na kreskę rozstrzygać z ręcznej kamery umieszczonej na drabinie malarskiej

To chyba tyle, dziesięć zarzutów które mam do organizatora i które przyczyniły się do zrobienia jednej wielkiej szopki na MP. Szkoda, bo trzeba przyznać, że runda była bardzo wymagająca (ukształtowanie terenu w połączeniu z wiatrem nie dawały za bardzo wytchnienia) oraz malownicza, co w połączeniu z wysokim poziomem sportowym dawało szansę zrobienia mistrzostw z prawdziwego zdarzenia.

Pełne spojrzenie na "podium" MP w sobotę
Nie wiem jak bym się poczuł gdybym np., zdobył tytuł Mistrza Polski, po czym miałbym wyjść na dekorację zrobioną na chodniku, bez podium, na tle jakiegoś brzydkiego budynku, bez żadnego baneru informującego, że to są Mistrzostwa Polski w kolarstwie Masters.

Na koniec coś co mnie totalnie rozwaliło i wbiło w siodełko...
Kiedy odpadłem od grupy i jechałem sobie już na bombie z nogi na nogę, doszła mnie czołówka kolejnej kategorii, czyli M40A. Minęła mnie pierwsza trójka (ucieczka), z nimi jechały dwa duże samochody (Mercedes i Chrysler), dwóch z ucieczki trzymało się klamki, trzeci jechał za autem...

Chwilę później jechała grupa pościgowa, która nie mogła zrozumieć jak to możliwe że zaginają się w trupa, a przewaga się powiększa... Brak słów po prostu, gdzie byli sędziowie się pytam ??!!

Na drugi dzień pojawiło się podium, ale tło bez zmian...
Niestety wniosek nasuwa się sam... Kolarstwo Masters w Polsce jest obecnie w wielkiej, czarnej dziurze, każdy kolejny wyścig mnie utwierdza w tym przekonaniu, a te Mistrzostwa po prostu przelały już czarę goryczy.
Trzeba coś z tym zrobić, potrzeba chyba świeżej krwi i totalnej reformy, tylko kto to zrobi...

Na koniec jeszcze mała dygresja, Mistrzostwa Polski Masters powinny być dla nas, kolarzy amatorów, pewnego rodzaju świętem, więc zachowując taką tematykę poczułem się jakbym pojechał do rodziny na święta bożonarodzeniowe, gdzie owszem, są wszyscy najbliżsi, ale nie ma choinki, a na wieczerzę wigilijną ktoś postawił kubełek z KFC...

Klasyk Annogórski 2015 już za nami

Kiedy jedziesz sobie autem autostradą A4 z zachodu, w kierunku gór, to w pobliżu Opola, w zasadzie z niczego, wyrasta sobie nagle piękny masyw, który całkowicie zmienia krajobraz. To słynna Góra św. Anny, która już kolejny rok z rzędu stanowiła arenę dla zmagań kolarzy amatorów startujących w cyklu Dobre Sklepy Rowerowe Road Maraton.
Tradycyjnie gospodarzem wyścigu stała się niewielka Leśnica, położona idealnie w cieniu popularnej "Anki". To tutaj organizator postanowił umieścić start oraz metę imprezy.
Od startu trzeba być w czubie
W tym roku Klasyk Annogórski jednak przeszedł spory "lifting", dołożone zostało dużo więcej przewyższenia, pętla została skrócona i "wywyższona", dzięki czemu impreza zaliczona została do klasyfikacji górskiej całego cyklu.
Organizator zaprojektował bardzo interesująca i przede wszystkim wymagająca pętlę. Znalazła się na niej słynna "Alpensztrase" czyli krótki ale sztywny podjazd, który do złudzenia przypomina beskidzkie ścianki :) Moim skromnym zdaniem trasa była zbyt łatwa dla klasycznych górali oraz zbyt trudna dla sprinterów, rzekłbym że skrojona była idealnie dla kolarzy klasycznych, którzy potrafią przetrzymać kilkukilometrowe podjazdy zachowując siłę na płaski finisz. Patrząc na przebieg wyścigu moja ocena wydaje się jak najbardziej trafna ;)

Na starcie zjawiło się aż 320 zawodników, co dla mieszkańców niewielkiej Leśnicy było nie lada atrakcją. Trzeba przyznać, że pod względem kibicowania to jedna z przyjemniejszych imprez cyklu :)

Barwny peleton
Nie będę się rozpisywał o przebiegu całego wyścigu, wspomnę tylko, że w zasadzie od startu do samej mety szło bardzo mocne tempo, na co miał wpływ zapewne wysoki poziom zawodników. Warto wspomnieć, że na starcie stanęła bardzo mocna obstawa zawodników z Czech oraz reprezentanci naszej Elity.

Krajobrazy na piątkę
Z każdą kolejną rundą czołówka topniała ale i tak na metę przyjechała wspólnie bardzo liczna grupa zawodników, dzięki czemu o końcowym podziale trofeów decydował klasyczny finisz.
Najlepiej w tych warunkach odnalazł się Piotr Tomana (WLKS Krakus BBC Czaja), Patryk Domagała (Legia Corratec Team) oraz Lukas Matula (Force KCK Cykloteam Zlin ), którzy zajęli trzy kolejne miejsca na podium w klasyfikacji OPEN. Pełne wyniki pod linkiem.


Podsumowując w jednym zdaniu, organizator zapewnił nam ściganie na najwyższym poziomie, z super obstawą, wysokim poziomem sportowym i w idealnych warunkach pogodowych, czy można chcieć czegoś więcej ?

Ja oczywiście startowałem i pomimo iż nie jest to trasa idealna dla moich możliwości na pewno stanę na starcie również w przyszłym roku !

Maraton Srebrnogórski 2015

Jak co roku i tym razem, w czerwcu, jest okazja pościgać się po malowniczych i wymagających Górach Sowich. Wszystko za sprawą kolejnej już edycji Maratonu Srebrnogórskiego, który odbędzie się dokładnie 20.06.2015.


Jeśli jeszcze nie posmakowałeś częściowo brukowanego podjazdu pod Przełęcz Srebrnogórską, znaną chociażby z tegorocznej edycji Grodów Piastowskich, to warto przyjechać i zmierzyć się z górami oraz własnymi słabościami.


W tym roku przygotowane zostały dwa dystanse, Mini długości około 50 kilometrów z przewyższeniem około 700 metrów oraz Mega który zawiera w sobie dwie pętle dystansu Mini.
Trasa do wglądu tutaj.

Wszystkie potrzebne informacje dostępne są na stronie organizatora.

Ja jechałem już w tej imprezie dwukrotnie i mam miłe wspomnienia ;)