Tatrzański Klasyk


W sumie większość osób napisze, że trasa nazywana „Klasykiem Tatrzańskim” może być tylko jedna, czyli klasyczna runda wokół Tatr, będąca m.in. areną zmagań słynnego amatorskiego wyścigu Tatry Tour.
Ja, częściowo korzystając z własnych doświadczeń, a częściowo poszukując kolejnych podjazdów w internecie wyznaczyłem swoją własną, o jeszcze bardziej górskim charakterze, trasę.
Niestety pomimo usilnych prób znalezienia towarzystwa, ostatecznie na ten etap ruszyłem samotnie...


Panorama z Głodówki
Pobudka już o 5:30, na 12:00 wszelkie możliwe internetowe prognozy pogody zapowiadały pogorszenie i wszechobecne deszcze, więc nie chciałem ryzykować i zerwałem się z łóżka skoro świt. Obowiązkowe szamanie słodkiej owsianki, smarowanie nóg rozgrzewającym balsamem Sportsbalm, ubieranie się, pompowanie opon i kiedy owsianka zdradzała już oznaki częściowego wchłonięcia ruszam w trasę.
Na dzień dobry zła wiadomość – baterie w Powertapie przestały działać, no cóż – przynajmniej nie będę się skupiał na odczytach mocy i w całości będę się tylko cieszył trasą.

Z Bukowiny jadę po płaskim tylko przez moment i już po chwili wspinam się na słynną Głodówkę, lub jak kto woli Cyrhlę nad Białką, pogoda dla mnie idealna, kilkanaście stopni, chmury i trochę słońca. Nogi jeszcze śpią więc podjazd jadę spokojnie. Dość sprawnie wjeżdżam na szczyt, Głodówka ma to do siebie, że widoki zazwyczaj są tu genialne, nie inaczej było tym razem więc po prostu musiałem znaleźć czas na chwilę postoju i obowiązkowe fotki.


Głodówka
Na Głodówce
Widoki z Głodówki

Polana Głodówka
Stąd już w zasadzie tylko zjazd aż do Łysej Polany, gdzie przekraczam granicę i od razu mam krótki podjazd. O tej godzinie na granicy cisza i spokój, jeszcze nie dotarli turyści, którzy nie wiedzieć czemu chcą się trochę poprzytulać w tłoku idąc trasą do Morskiego Oka. Ja mam na razie ciszę i spokój, aut prawie nie ma.

Po chwili już byłem w Podspadach gdzie zaczyna się pierwszy dłuższy podjazd na Zdiarskie Sedlo, kto jechał Tatry Tour podjazd ten musi znać, z reguły wieje tam w twarz, a ostatnia długa prosta ciągnie się w nieskończoność. Nagrodą za trudy wspinaczki jest za to bardzo długi i prosty zjazd do miejscowości Zdiar, skąd bardzo szybko dojeżdżam do Tatranskiej Magistrali, czyli szosy łączącej najpopularniejsze miejscowości wypoczynkowe w słowackich Tatrach Wysokich.
Trzeba podkreślić, że od Zdiaru jadę w chmurach, na szczęście nie ma dużej mgły ale do optymizmu daleko, tylko czekałem aż zacznie padać.

Teraz długi i monotonny podjazd trasą Tatry Tour, po drodze krótki zjazd do Tatranskiej Łomnicy, tu zazwyczaj jest piękny widok na Tatry Wysokie, z potężnym szczytem Łomnicy na pierwszym planie. Dziś nic z tego – ledwo widać czubki drzew na poboczu.
Cały czas lekko w górę dojeżdżam do znanego kolarzom Starego Smokovca, pogoda się poprawia, wiatr zaczyna przeganiać chmury, które po kolei odsłaniają kolejne szczyty. Wygląda to genialnie i poprawia mi humor. 


Okolice Smokowca
Kierunek Tatrzańska Polianka
Przede mną wisienka na torcie całego treningu, chyba najcięższy podjazd w Tatrach, czyli wspinaczka na Śląski Dom – Velickie Pleso. Tu już nie ma zmiłuj, cały czas trzyma konkretne nachylenie ale nagroda na końcu jest zacna – wjeżdża się w cudną okoliczność przyrody – wysokogórski staw w surowym, skalnym otoczeniu, a wszystko to w najbliższym otoczeniu najwyższego szczytu Tatr – Gerlacha (2655 m n.p.m.).


Podjazd na Velickie Pleso
Podjazd zaczyna się w miejscowości Tatranska Polianka i od razu pokazuje pazur swoim nachyleniem. Początkowo jedzie się serpentynami po asfalcie miód malina, na terenie, który kiedyś porastał zwarty las (niestety jakiś czas temu ten rejon nawiedziła klęska ekologiczna w postaci niszczycielskiego wiatru, która odsłoniła ogromne połacie lasu). Ten odcinek jest bardzo widokowy ale skończył mi się wyjątkowo szybko, gdy wjechałem w zwarty las. Nachylenie cały czas konkretne, w zasadzie nie ma za bardzo gdzie puścić korb i odpocząć. 
Podjazd na Velickie Pleso
Zaczyna się tez największy mankament tego podjazdu, czyli nawierzchnia. Kiedy jechałem tu kilka lat temu to w zasadzie był to podjazd prawie szutrowy, muszę powiedzieć, że Słowacy w znacznym stopniu poprawili drogę, ale wciąż są tu odcinki wręcz tragiczne. Szczególnie niebezpieczne są bardzo głębokie rynny odwadniające. I tak się jedzie: spore nachylenie, odcinki tragiczne przeplatane idealnym asfaltem, co jakiś czas mijani turyści i kilka aut z obsługi schroniska.
Podjazd na Velickie Pleso - w oddali Śląski Dom
Gdy już opuszcza się strefę reglową, zaczyna się wszechobecna kosodrzewina, a w oddali już majaczy się schronisko-hotel górski Śląski Dom. Ten odcinek jest ciężki psychicznie, widać już cel który wydaje się być blisko ale jeszcze trzeba sporo przejechać. Tak czy inaczej po dłuższej chwili jestem już na szczycie, szybkie kilka fotek i zjeżdżam na dół, bo czas goni.


Velickie Pleso

Velickie Pleso

Velickie Pleso - kierunek Gerlach
Zjazd to katastrofa, wspomniane wcześniej rynny i odcinki o fatalnej nawierzchni dają popalić szczególnie dłonią. Na szczęście nie trwa to długo i już jestem z powrotem na Magistrali Tatrzańskiej.

Teraz szybki odcinek do Smokovca i już po chwili kolejny podjazd tego dnia, czyli słynny Hrebeniok. Tą górę zna większość amatorów kolarstwa, bo właśnie tutaj finiszują kolarze na wyścigu Jarna Klasika. Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie miałem okazji tam wjeżdżać. Muszę przyznać, że podjazd bardzo fajny, cały czas trzyma kilka procent, obok wjeżdża sobie kolejka, a po drodze mijam wielu turystów pomimo wczesnej pory.


Hrebeniok
Podjazd mija zdecydowanie szybciej niż się spodziewałem – wielka szkoda, że tak krótko, znowu na szczycie szybka fota i powrót na dół. Trzeba uważać, bo pieszy ruch turystyczny spory, a do tego sporo żwiru naniesionego na asfalt po ulewach.


Widoki z Hrebenioka
I znowu jestem na Magistrali, i znowu zjeżdżam aby po chwili znaleźć się ponownie w Tatranskiej Łomnicy. Tym razem jednak skręcam w lewo aby zaliczyć kolejny podjazd dnia – pośrednią stację kolejki na szczyt Łomnicy. Tu również jestem pierwszy raz przez co przeoczyłem początek podjazdu, jakby ktoś jechał to trzeba skręcić na parking i na prawo jest ukryta mała szosa – to właśnie tu mamy początek podjazdu. Naprawdę super góra, równe nachylenie, bardzo fajne serpentynki i super asfalt. Niestety tu również mijam wielu turystów. Dopiero na koniec robi się ciężej ale wszystko wynagradzają widoki – nie ma lasu, więc widać całą Kotlinę jak na dłoni.


Kolejka na Łomnicę
Widok ze stacji pośredniej kolejki
Widoczki

Podjazd niestety szybko się kończy, a tak bardzo by się chciało żeby szosa prowadziła znacznie wyżej – najlepiej na kolejną pośrednią stację kolejki... Może kiedyś Słowacy wpadną na ten pomysł ;)

Zjazd idzie bardzo sprawnie dzięki temu, iż ta szosa jest przygotowana do zjazdu na takich specjalnych wózkach i przed każdym większym zakrętem są strzałki co nas za chwilę czeka. Wózków nie widziałem żadnych, a ze znaków skorzystałem ;) Jedyny mankament to znów turyści ale tragedii nie było.

Znowu Magistrala i tym razem już kieruję się prosto do Polski, większy podjazd czeka mnie w miejscowości Zdiar, gdzie szosę znaną z Tatry Tour wydłużam o Przełęcz Zdiarską (przed samym Zdiarskim Sedlem trzeba odbić w prawo na odcinek z beznadziejnym asfaltem). Na szczycie w tył zwrot, choć najchętniej zjechałbym cudnym asfaltem do Osturnii, i szybki dojazd na Łysą Polanę.
Wracam do Polski, ruch przy Morskim Oku już masakrycznie duży, policja, samochody zaparkowane na poboczach – normalnie sodoma i gomora. Stąd już tylko podjazd na samą Głodówkę – tym razem widoki znacznie gorsze niż rano więc nie zatrzymuję się i sprawnie zjeżdżam do Bukowiny Tatrzańskiej. Wchodzę do domu i zaczyna lać deszcz :)

Piękny trening, super tereny, extra wspomnienia – czy można chcieć czegoś więcej ? Takie trasy szosowe po prawdziwych górach to dla mnie kwintesencja kolarstwa.
Gdybym miał więcej czasu zaliczyłbym pewnie jeszcze Strbskie Pleso – może następnym razem. Polecam tą trasę każdemu wytrawnemu góralowi i każdemu kto kocha podjazdy w górach. Mała namiastka Alp na podjeździe pod Velickie Pleso i ten fajny klimat jazdy znacznie powyżej 1000 metrów n.p.m. A jeśli komuś mało przewyższenia to dodam, że zarówno Śląski Dom, Hrebeniok, jak i stację na Łomnicę można znacznie wydłużyć zjeżdżając najpierw na teren Kotliny.

Skarpetki Hedam

Jeszcze całkiem niedawno skarpetki kolarskie były dla mnie raczej mało istotnym elementem naszej treningowej garderoby. Krótsze, czy dłuższe – to nie miało dla mnie w zasadzie żadnego znaczenia, kolor też był taki jaki się akurat trafił, materiały z których były wykonane – na metki nie zaglądałem. Skarpetki po prostu sobie były i tyle.


Skarpetki Hedam - Trzymaj Koło
Jednak w ostatnim czasie, to właśnie skarpetki urosły w naszym kolarskim amatorskim światku do olbrzymiej rangi, teraz każdy bardzo dokładnie dobiera skarpetki i długo szuka produktu idealnego. Nie da się ukryć, że duży wpływ na tą sytuację miał pewien słynny bloger, który sam zresztą tą częścią garderoby handluje.

Zupełnie przypadkowo, podczas wiosennego zgrupowania w Chorwacji, miałem przyjemność poznać właściciela firmy produkującej właśnie skarpetki sygnowane przez znanego SzymonBike-a. Muszę przyznać z ręką na sercu, że kiedy chwyciłem do ręki produkty firmy Hedam byłem w lekkim szoku – takich skarpetek w całej mojej kolarskiej karierze jeszcze nie widziałem.

Kilka rozmów z producentem doprowadziło do dogłębnego przetestowania różnych rodzajów skarpetek kolarskich, a że byłem bardziej niż zadowolony, powstały również oficjalne skarpetki „Trzymaj Koło”.


Skarpetki Hedam - Łukasz Pawłoski - BodyiCoach Cycling Team
Przejdźmy jednak do konkretów wspomnianych testów...

Otrzymałem 2 rodzaje skarpetek: standardowe bawełniane oraz wykonane prawie w całości z polipropylenu (krótko mówiąc – plastikowe).
Pierwsze co się rzuca w oczy to świetne i szczegółowe wykonanie, materiał w obu przypadkach jest najwyższej jakości. Są wysokie, czyli zgodne z obecną modą.
Świetnie leżą na stopie i łydce, są idealnie obcisłe dzięki czemu dobrze trzymają się nogi.
Ogromne wrażenie zrobiły na mnie szczególnie skarpetki polipropylenowe (obecnie to te w kolorze fluo), bardzo dobrze odprowadzają pot i w zasadzie po chwili od wyprania są już suche.

Fluo
Nie muszę chyba pisać, że wyglądają PRO, co dla niektórych jest w zasadzie najważniejsze w ostatnim czasie.

Wiem, że cały ten tekst brzmi jak laurka, ale po dłuższym okresie testowania nie mogę napisać złego słowa o skarpetkach Hedam. Miałem na nogach produkty różnych producentów, również takie, które szybko przecierały się na palcach i piętach oraz takie, które po kilku założeniach samoistnie „zjeżdżały” z nogi. Tutaj takich problemów nie zauważyłem, więc mogę szczerze takie skarpetki polecić.


Skarpetki Trzymaj Koło - Fluo oraz Białe
Jak już wspomniałem wcześniej mam też oficjalne skarpetki Trzymaj Koło wykonane właśnie przez firmę Hedam, na razie w dwóch kolorach: białym i fluo. Jeżeli ktoś byłby zainteresowany zakupem to oczywiście jest taka możliwość, jednak póki co tylko w rozmiarze 42-44. Jakby co piszcie bezpośrednio na maila.

Beskidzkie piekiełko

Od kiedy pamiętam Pętla Beskidzka zawsze dawała mi popalić... Niezależnie czy miałem dobrą formę sportową czy też nie, praktycznie każdy start w tym wyścigu był dla mnie w ostatecznym rozrachunku walką o przetrwanie. Pętla kojarzy mi się z upałem, skurczami, ściankami i ogólnym sponiewieraniem ;)
Co więc jest takiego w tym wyścigu, że pomimo takich skojarzeń, co roku w lipcu staję na starcie tego klasyku ?


Ciężko odpowiedzieć na to pytanie :) Widocznie organizm upomina się o taki wysiłek, a od kiedy ścigamy się na zamkniętej rundzie to możliwość zjazdu słynnym "Zameczkiem" nie martwiąc się, że z za zakrętu wyjedzie jakieś auto, działa na kolarzy jak magnes.
Dodatkowo wysoki poziom sportowy i świetna atmosfera - tak, to chyba te cechy powodują, że Wisła działa na mnie jak światło na ćmę.


Wracając jednak do tegorocznej edycji...
Mi wyścig zupełnie nie poszedł, nogi nie kręciły, a całość zakończyła się konkretną bombą na sztywnych nogach.

Trzeba jednak przyznać, że organizator przygotował po raz kolejny genialną kolarska ucztę. Mówi się, że to nie trasa robi wyścig ciężkim, ale sami zawodnicy. Tutaj zagrały obie strony medalu: Wiesiek postarał się o diabelską trasę na rundach, a wysoki poziom zawodników w czołówce o zabójcze dla nóg tempo.

Kto był i przejechał, ten wie o czym piszę, a jeśli kogoś nie było to za rok będzie kolejna okazja.
Z mojej strony ukłony w stronę organizatora i duże podziękowania za tak świetną i wymagającą imprezę.