Klasyk nad klasykami, czyli Pętla Beskidzka DSRM

Zbliża się lipiec, a kiedy zbliża się właśnie ten miesiąc, w głowach amatorów kolarstwa szosowego w naszym kraju siedzi już tylko jeden wyścig - kultowa już Pętla Beskidzka z cyklu Dobre Sklepy Rowerowe Road Maraton.


Dlaczego ten wyścig jest aż tak bardzo lubiany ? Chyba ciężko znaleźć jedną krótką odpowiedź. Może dlatego, że jest świetne zorganizowany, prowadzi bardzo ciężką i selektywną trasą i poziom sportowy jest na bardzo wysokim poziomie ? Zapewne powodów można znaleźć jeszcze wiele - jedno jest pewne - wszyscy chętnie przyjeżdżają do Wisły w pierwszy weekend lipca aby spotkać się i rywalizować na trasie przygotowanej przez organizatora.


Wzorem roku ubiegłego, Wiesiek Legierski przygotował dwa dystanse - MARATON, czyli 160 km w ruchu otwartym z przewyższeniem około 2800 metrów oraz dystans PRO, czyli wyścig ze startu wspólnego po zamkniętych - 17 kilometrowych - rundach, na dystansie całkowitym 96 kilometrów i z przewyższeniem 2400 m.


Jest to więc kolejny wyścig dla amatorów w Polsce wyróżniający się ściganiem na najwyższym poziomie po całkowicie zamkniętej i zabezpieczonej rundzie. Kto był w ubiegłym roku ten wie jak dobrze sprawdza się taka forma ścigania. Jeśli ktoś natomiast lubi dłuższą trasę i niekoniecznie po zamkniętą rundę również ma opcję dla siebie.


Więc jeśli wciąż zastanawiasz co będzie robił w sobotę 5 lipca 2014 to już masz gotową odpowiedź - pakuj rower, przygotuj dobrą nogę i przyjeżdżaj do Wisły - gwarantuje całą masę innych maniaków kolarstwa szosowego i wyśmienicie spędzony czas.

Wszystkie dokładne informacje jak zwykle na stronie organizatora.

Czasem słońce, czasem deszcz, czyli Galicja Road Maraton i Makowica Uphill 2014

Ani duża odległość od Poznania, ani zapowiadane w prognozach burze, ani nawet infekcja gardła... Nic z tych rzeczy nie powstrzymało mnie aby wreszcie zaliczyć debiut w Galicja Road Maraton. Skoro osobiście zaprasza Cię organizator, a wszyscy dookoła chwalą wyścig to na prawdę ciężko odmówić i nie przyjechać...

Ani się obróciłem i już staliśmy na starcie w sektorze, oczywiście aura musiała dać o sobie znać i pogoda zafundowała wszystkim zawodnikom czyszczenie elegancką i na szczęście krótką ulewą.
3,2,1... i ruszamy, na początek runda honorowa i jedziemy za samochodem z czerwoną chorągiewką, można się było poczuć prawie jak Quintana na zjeździe ze Stelvio - na szczęście nikt auta tutaj nie wyprzedzał ;)


Dookoła sporo kibiców, a to cieszy, bo przynajmniej wiemy, że miejscowa ludność jest przychylna wyścigowi (ponieważ to okolice Krakowa to różnie z tym bywa ostatnio ;)

Całą trasę można chyba podsumować dwoma słowami: góra-dół, dawno nie jechałem wyścigu tak najeżonego różnymi sztywnymi ściankami. Płaskich odcinków było tyle co nic, a kolejne następujące po sobie podjazdy skutecznie weryfikowały skuteczność przednich przerzutek.



Działo się na trasie wszystko, od jazdy zwartym peletonem, po ataki i tradycyjną selekcję do tyłu. Kolejne podjazdy powodowały topnienie się czołowej grupy aż wreszcie zostało nas pewnie z kilkanaście osób.
Oczywiście nie obyło się bez niespodzianek ze strony pogody, mniej więcej w połowie dystansu nad zawodnikami przeszła regularna burza z grzmotami. Momentalnie rozszalała się ulewa na tyle intensywna, że czułem się jakby mnie ktoś poczęstował wiadrem wody.


Tak czy inaczej każdy musiał zakończyć swoją 120-kilometrową przygodę finałowym podjazdem pod malowniczy zamek w Nowym Wiśniczu, mając w nogach około 2000 metrów przewyższenia.

Czy było fajnie ? Na to pytanie bez chwili zastanowienia odpowie chyba każdy ze startujących - było super ! Pomimo burzy, ciężkiej trasy i ogólnego zmęczenia każdy na mecie był zadowolony i ze smakiem degustował pyszny bigos chowając się przed deszczem. Każdy też podkreślał znakomitą organizację i niezwykle bogaty pakiet startowy oraz "fanty" otrzymywane na mecie - pod tym podpisuję się również i ja.


Dzień później odbyła się natomiast chyba najcięższa czasówka w Polsce, znany z ubiegłego roku podjazd w Makowicy, pomimo swojej niesamowitej trudności przyciągnął niespełna 100 śmiałków gotowych zmierzyć się z nachyleniem dochodzącym do magicznych 30%.

Tu również wszystko poszło gładko i sprawnie, kolejne osoby pokonywały kolejne rzeźnickie metry podjazdu, niektórzy nawet z buta. Ważne było osiągnięcie mety i pokonanie własnych słabości. Pomimo krótkiego dystansu na mecie każdy był wyczerpany do cna i z trudem łapał oddech.


Pogoda nie rozpieszczała, na całe szczęście nie było deszczu ale temperatura poniżej 10 stopni na szczycie dała popalić zawodnikom czekającym na dekorację. Ta okraszona była jak zwykle całą masą nagród rzeczowych i jedynymi w swoim rodzaju drewnianymi statuetkami.


Z kronikarskiego obowiązku należy zamieścić oczywiście oficjalne wyniki:

Ze swojej strony, na zakończenie, chcę z tego miejsca podziękować organizatorom za doskonałą organizację, wszystko zagrało jak w szwajcarskim zegarku i w Nowym Wiśniczu oraz Makowicy mieliśmy jedno wielkie kolarskie święto. Trzymajcie dalej taki poziom, a na pewno z roku na rok ranga imprezy będzie tylko rosnąć - ja na pewno wrócę tu za rok !!

ALE Energy - Review

Całkiem niedawno na polskim rynku pojawiła się nowa marka suplementów - ALE - Active Life Energy, miałem tą przyjemność przetestowania na sobie całej gamy produktów i właśnie teraz chętnie podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami. Warunki do testowania były konkretne, zarówno treningi jak i starty - najpierw Klasyk Radkowski (ponad 4h w górach, kilkanaście stopni i deszcz), później Klasyk Annogórski (3h, trasa interwałowa i upał z pełnym słońcem).

Przed wszystkim trzeba podkreślić już na początku, że jest to w całości polska marka i w naszym kraju jest cała linia produkcyjna, dzięki temu ceny nie są wygórowane i chyba dość konkurencyjne.

Najsprawniej będzie chyba opisać po kolei wszystkie produkty w gamie ALE, przy czym moim zdaniem jest ona póki co dość uboga. Najważniejsze produkty są dostępne ale mam nadzieję, że z czasem przybędą kolejne, bo firma jest interesująca i warto się nad produktami ALE pochylić bardziej.


Napój izotoniczny ALE Race
W zasadzie każdy napój izotoniczny ma podobny skład i podobne funkcje. Nie będę więc dokładnie opisywał co siedzi w proszku ALE, skupię się bardziej na tym jak napój wypada na tle konkurencji w zakresie smaku, przyswajalności i w innych tego typu aspektach. Jeśli chodzi o dokładne informacje to są dostępne na stronie producenta, pozwolę sobie tylko zacytować jedno zdanie: każda porcja dostarcza 460mg sodu, 320mg potasu, 120mg wapnia oraz 40mg magnezu, a więc dokładnie tyle, ile organizm może tracić z każdym litrem potu.

Na początek wydajność, muszę napisać, że w porównaniu z konkurencją jest bardzo dobrze.  Aby uzyskać napój izotoniczny wystarczy jedna miarka na bidon 500ml, dla napoju hipotonicznego tą samą miarkę trzeba rozpuścić w dużym bidonie - 700ml. Ja niezależnie czy jest to wyścig czy trening, zawsze biorę jeden pełen bidon 0,7 z izotonikiem i jeden z czystą wodą. Przy takim stosowaniu jedna torba izotoniku starczy na dość długo.

Kolejna, może nawet najistotniejsza, kwestia to smak. Tutaj słowa uznania, nie wiem jak smakuje smak malinowy, do testów dostałem smak Red Apple i jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. Nie jest bardzo słodki (jak np. stosowany wcześniej przeze mnie IsoActive Activlab), nie ma tego uczucia "zaklejenia" w ustach. Wyczuwalne jest przyjemne jabłko. Podczas jazdy w upale smak nie przeszkadza, a to jest szalenie istotne.

Jeżeli miałbym wskazać jakieś minusy to mogę wymienić dwie kwestie. Po pierwsze, nie wiem czemu ale izotonik ten mocno przebarwił mi bidon i w zasadzie po każdym użyciu trzeba bidony mocno wymyć - w przeciwnym razie będziemy świadkami bardzo nieprzyjemnego zapachu w naszym bidonie. Drugi, malutki minus to brak możliwości zakupu proszku w puszce, korzystanie z dużej torby jest zdecydowanie mniej praktyczne w podróży.

ALE Żel
Ten produkt interesował mnie chyba najbardziej. Próbowałem już wielu różnych żeli podczas wyścigów, efekty były różne. Jadłem żele, ktore praktycznie nic nie dawały i w dodatku strasznie "zamulały" żołądek, jadłem też takie dające wielkiego kopa. Zróżnicowanie cenowe tego typu produktów jest ogromne na naszym rynku, jak wypadają żele ALE ?

Moim zdaniem tutaj można postawić dobra ocenę: za żel wielkości 55gram zapłacimy 5,99zł, jeśli zdecydujemy się kupić od razu opakowanie zbiorcze cena troche spada (54,99zł za 10 sztuk).

Jedna z najwazniejszych cech to smak, próbowałem zarówno smaku truskawka-banan, jak również zielone jabłko. Oba są smaczne, mi bardziej do gustu przypadł jednak ten pierwszy. Nie są mocno słodkie i nawet w duże upały nie "zamulają". Warto oczywiście popić je czystą wodą aby uzyskać właściwy efekt. Konsystencja jest moim zdaniem w sam raz, nie są bardzo gęste ale też nie bardzo płynne (jak np. Enervit).

Oczywiście najważniejszy jest efekt uzyskany po spożyciu i tu jestem zadowolony. Podczas 4-godzinnego wyścigu po górach zjadałem jednego żela na godzinę i cały czas była energia na dalszą jazdę, zauważalnie lepiej jechało się tak 5-10 minut po spożyciu. Duże większe oczekiwania miałem podczas szybkiego wyścigu w upale, organizm bardzo szybko się odwadniał. Po około 2 godzinach miałem moment kiedy czułem, że zbliżają się już kurcze - wtedy zażyłem dodatkowy żel (standardowo również planowałem brać jeden na każdą godzinę wysiłku) i pomogło - kurcze minęły, a ja dostałem jeszcze "powera" żeby spróbować ataku na ostatnim podjeździe. To zdecydowało o fakcie, że spokojnie żele te polecam i sam będę je pewnie dalej stosował.

Na minus zapisuję dostępne opakowanie, żele są jednorazowego użytku - ja zdecydowanie wolę tubkę, którą można zamknąć, bo nie zawsze chciałbym na raz łyknąć cały żel. Muszę jednak przyznać, że sposób otwarcia zębami nie stanowi problemu (u niektórych produktów konkurencji takie problemy istnieją).
ALE Thunder Żel
Ten żel ma na celu dać nam kopa na ostatnią godzinę wysiłku, zawiera kofeinę więc powinno nastąpić wyraźne pobudzenie organizmu. Stosowałem go zgodnie z przeznaczeniem ale jakiegoś bardzo wielkiego zastrzyku energii nie zauważyłem, lekkie pobudzenie było ale nie odnotowałem znacznie większych różnic w porównaniu do standardowych żeli.
Tu również mały minus za opakowanie zgodnie z tym co pisałem wcześniej.
ALE Kapsułki
Dostałem do testowania również produkty typowo suplementacyjne, czyli:
ALE HemoUp (kompleksowe wsparcie układu krwionośnego)
ALE D-Vit 1000 (spora dawka witaminy D)
ALE MagneUp (duża dawka magnezu, witamin B1 oraz B6)
Nie będę się rozpisywał o składzie i zastosowaniu, to wszystko znajdziecie na stronie producenta. Analizując wszystkie dane można stwierdzić, że produkty te są ciekawe (przede wszystkim HemoUp) ale czy działają to niestety nie mogę dokładnie stwierdzić. Musiałbym zrobić dokładne badania krwi przed i po zastosowaniu żeby być obiektywnym.
Podsumowując uważam, że nowe suplementy ALE są na pewno godne uwagi. Produkty są przemyślane i mogę potwierdzić ich działanie, co ważne, są też dość konkurencyjne cenowo. W sklepie online często są dostępne różne promocje, fajny jest też program lojalnościowy ALE Punkty.
Producent liczy się bardzo mocno z opiniami użytkowników, a to najlepsza droga do dalszego udoskonalenia swoich produktów.
Warto też dodać, że ALE Energy został jednym ze sponsorów zawodowej grupy kolarskiej Active Jet Team.
Trzymam kciuki za dalszy rozwój firmy i kolejne ciekawe produkty w ofercie.


Koła składane czy systemowe ?

Większość osób prędzej czy później zadaje sobie właśnie to pytanie… Jak już trochę pojeździmy na kołach, które dostaliśmy w zestawie z rowerem myślimy o czymś lepszym, lżejszym itd. I wtedy pojawia się dylemat, kupić koła systemowe znanego producenta, czy może pobawić się w składanie własnego zestawu. 

Oczywiście sami składać nie musimy, naszym zadaniem jest tylko odpowiedni dobór komponentów, resztą może zając się wykwalifikowany serwis.
Każda z opcji ma swoich zagorzałych zwolenników, szukając jasnej informacji na zasadzie składać, czy nie, na różnych forach, można po prostu zwariować. Jak tylko pojawia się gdzieś taki wątek, to wystarczy kilka postów aby narodziła się forumowa kłótnia.

Spróbuję to więc trochę usystematyzować, bo jak to zazwyczaj bywa oba rozwiązania mają swoje plusy i minusy.

Koła systemowe

Wciąż jest to zdecydowanie częściej wybierana opcja, wieloletnie doświadczenie producentów powoduje, że darzymy takie koła większym zaufaniem. W rzeczywistości jednak również tu zdarzają się awarie, mamy oczywiście gwarancję, ale jak już minie jej czas to wszelkie naprawy mogą być kosztowne.
fot. www.tampabay.com
Dodatkowo często trzeba takie koła naprawiać w autoryzowanym serwisie – świetnym przykładem są np. koła Mavic, które mają swoje własne, charakterystyczne klucze do szprych, a osobne komponenty są kosmicznie drogie. Wiem co piszę, bo miałem kiedyś Mavic R-Sys i złamałem na dziurze szprychę. Musiałem odsyłać koło do serwisu we Wrocławiu, czekałem ponad miesiąc i jeszcze zapłaciłem bardzo sporą kwotę za głupią wymianę szprychy.

Zazwyczaj koła systemowe mają fajny design, są pod tym kątem świetnie dopracowane i często stanowią idealne dopełnienie barw naszego roweru.

Mavic R-Sys (fot. cyclingnews.com)
Z uwagi na to, że koła muszą pasować na każdego kolarza, producent zaprojektował je tak, aby spokojnie mogły być użytkowane zarówno przez zawodnika ważącego 60kg, jak również takiego, który waży 100kg. Dla tych lżejszych oznacza to mniej więcej tyle, że takie koła będą „pancerne”, dla cięższych – spokojną głowę podczas użytkowania. Producenci zazwyczaj określają dodatkowo maksymalny limit wagi użytkownika.

Koła systemowe są niestety drogie, oczywiście modele z niższej półki są dość przystępne cenowo dla zwykłego zjadacza chleba, ale jak już chcemy kupić bardzo dobre i lekkie koła to nasze konto w banku może się zbuntować.

fot. lightweight.info
Na pewno dużym atutem jest dostępność i generalna łatwość zakupów. Jeśli mamy kasę to wystarczy odwiedzić jakiś sklep internetowy, wejść w dział koła i już mamy wszystko czarno na białym, wagi producentów, przeznaczenie kół itp. Wybieramy jakiś model, płacimy i po kilku dniach możemy cieszyć się z nowego zestawu w naszym rowerze.

Jeśli będziemy chcieli dalej odsprzedać koła to trzeba powiedzieć wprost, że rozwiązania systemowe póki co sprzedają się dużo łatwiej i takie koła na rynku wtórnym cieszą się większym zainteresowaniem.

Na szybko:

+ dostępność
+ wygląd
+ duże limity wagowe użytkowników
+ gwarancja
+ rynek wtórny (łatwość odsprzedaży)


- cena
- problemy przy serwisowaniu
- koła produkowane masowo

Koła składane

Wciąż mniej popularne ale już zauważam, że jednak coraz więcej osób składa koła rezygnując z rozwiązań systemowych.

Największy plus to możliwość dopasowania kół idealnie pod siebie, po co komuś kto waży 60kg koła, które są zaprojektowane pod 100-kilogramowego użytkownika ? Ważąc mniej możemy sporo zaoszczędzić na wadze i nie stracimy przy tym nic na sztywności i wytrzymałości.

W zasadzie na rynku jest tak ogromny wybór komponentów, że każdy znajdzie coś dla siebie: najróżniejsze obręcze, cała mnogość różnych piast, spory wybór szprych. Możemy złożyć ultralekkie koła na karbonowym stożku, możemy złożyć budżetowe koła treningowe. W zasadzie ogranicza nas tylko cena poszczególnych części.
fot. www.zencyclery.com
Coraz więcej w Polsce jest też osób/serwisów które zajmują się przede wszystkim właśnie składaniem kół, dla których jest to po prostu pasja. Wystarczy powiedzieć czego oczekujemy od kół, jak jeździmy, podać naszą wagę i już dostaniemy kilka fajnych propozycji złożenia kółek.

Niewątpliwie największą zaletą składania jest cena, w zasadzie możemy mieć koła ważące tyle co niektóre produkty flagowe uznanych producentów za ułamek ich ceny. Tak samo później ewentualne serwisowanie, wymiana szprychy czy nawet obręczy/piasty nie będzie tu żadnym problemem, dostępność komponentów również.

Możemy też sobie koła idealnie spersonalizować, dobór odpowiednich kolorów piast, obręczy, szprych, a nawet nypli daje możliwość dopasowania do barw swojego roweru.
fot. www.bikehubstore.net
Trzeba tylko pamiętać o jednej, bardzo ale to bardzo istotnej rzeczy – KOŁA MUSZĄ BYĆ SKŁADANE PRZEZ KOGOŚ KTO RZECZYWIŚCIE POTRAFI TO DOBRZE ZROBIĆ. To musi być serwis z odpowiednimi narzędziami (tensometr jest niezbędny) i doświadczeniem. Możemy dobrać idealnie komponenty, ale jak ktoś ma odwalić fuszerkę przy składaniu to lepiej już kupić koła systemowe.

Na szybko:

+ możliwość doboru komponentów idealnie pod siebie
+ personalizacja
+ łatwość serwisowania
+ cena


- brak gwarancji
- ryzyko złego złożenia przez serwis
- rynek wtórny (ciężej takie koła sprzedać)
- czas spędzony na poszukiwaniu i doborze komponentów

Podsumowanie:

Jeśli zapytacie co wybieram ja, to zdecydowanie koła składane. Możliwe, że w dużej mierze jest to spowodowane moją niską wagą (nie potrzebuję kół z wytrzymałością zawodnika 100kg). Kiedyś szukałem kół typowych w góry i kupiłem Mavic R-Sys, byłem zadowolony – fajne i lekkie kółka – dopóki nie przytrafiła mi się awaria. Tak jak już wcześniej pisałem, złamałem szprychę i wymiana była bardzo długa i kosztowna. Po tym incydencie koła sprzedałem.

W tym roku postanowiłem również od razu sprzedać koła które były systemowo w nowym Ridleyu i za tą samą kasę złożyłem koła wyścigowe w góry.

Skorzystałem z pomocy sklepu/serwisu Dandy Horse. Po kilkukrotnej wymianie mailowej z właścicielem dobraliśmy dla mnie idealne koła w góry:



- Obręcze KinLin TB-20 pod szytkę (szerokość 23mm)
nie chciałem obręczy karbonowych, bo na takich nie czuję się pewnie na długich i krętych zjazdach, wybrałem obręcz szytkową, bo taka jest wytrzymalsza i w połączeniu z szytkami dużo lżejsza niż rozwiązania na oponę

- piasty:  przód Bitex RAF10 (20h), tył Bitex RAR9 (24h)

ultralekkie piasty sprawdzonego producenta, nie są to może najlepsze piasty na świecie ale póki co spokojnie dają radę, a waga bije np. Novatexy na głowę




- szprychy Sapim D-light

tu nie szalałem, można było dać teoretycznie najlepsze CX-Ray, ale uznaliśmy że różnica w cenie jest zbyt duża, a ogólny zysk na wadze zbyt mały



- zaciski tytanowe Soul&Kozak

tu już zdecydowanie priorytetem była waga, zaciski są leciutkie i ładnie się prezentują



Waga całości bez zacisków wyszła dokładnie 1310 gram, jak na koła aluminiowe to jest to moim zdaniem super waga, do tego trzeba podkreślić że to koła szytkowe więc nie tracę na dodatkowej wadze dętek.
Porównując koła systemowe o podobnych parametrach wagowych to cenowo jest po prostu przepaść.

Póki co koła sprawują się bardzo dobrze, co ciekawe obręcz jest szersza niż standardowe i wygląda to dość oryginalnie. Dzięki temu podobno są mniejsze opory aero, ale to raczej tylko przy dużych prędkościach, zauważalny jest natomiast trochę większy komfort na szytkach (również 23mm). Kółka są sztywne i na podjazdach bardzo mocno czuć ich niską wagę. Po przejściu z ciężkich kół treningowych mam poczucie jak by ktoś mi odczepił z tylu przyczepkę ;)

Tym samym chciałbym podziękować sklepowi Dandy Horse za pomoc z doborze komponentów i złożenie bardzo fajnych kółek wyścigowych w góry. Spokojnie mogę polecić interesy z właścicielem jak również ogólnie zachęcić do składania własnych kół idealnie dobranych pod własne potrzeby.