Wyścig Kolarski Amatorów Trasą Mistrzostw Polski 2014

Tak jak w ubiegłym roku, kolarska stolica Polski, czyli popularna Sobótka będzie już niedługo gospodarzem Szosowych Mistrzostw Polski. Dokładnie podczas ostatniego weekendu czerwca, oczy wszystkich kibiców kolarstwa w naszym kraju będą zwrócone właśnie ku Sobótce.


W zeszłym roku mogliśmy być świadkiem pięknego zwycięstwa Michała Kwiatkowskiego, kto wygra teraz ? Czas pokaże.

Piszę ten artykuł, bo równolegle z wyścigiem zawodowców, organizator przygotował również coś specjalnie dla amatorów. Tak jak w ubiegłym roku, na dokładnie tej samej trasie (tyle, że znacznie krótkszej ;), odbędzie się również Wyścig Kolarski Amatorów Trasą Mistrzostw Polski.


Przygotowano dla nas dwa dystanse, MINI-22km (jedna pętla) oraz MAXI-44km (dwie pętle), nie są to długie i wymagające dystanse ale trzeba pamiętać, że to nie trasa czyni wyścig trudny, a tempo. Przy takim dystansie możemy być pewni, że „ogień” będzie od startu do mety.

Jeśli więc jeszcze nie macie planów na niedzielę 29.06.2014 to na pewno warto wybrać się właśnie do Sobótki, stanąć na starcie wyścigu amatorów, co dodatkowo można połączyć z kibicowaniem podczas rywalizacji zawodowców. Próba zmierzenia się z identyczną rundą i porównanie swoich czasów z zawodowcami jest fajną sprawą.


Ja zamierzam przyjechać, na trasie każdy znajdzie coś dla siebie, są podjazdy, zjazdy oraz odcinki płaskie. Należy też podkreślić – od ubiegłego roku na trasie leży nowy asfalt, po którym aż chce się jeździć.

Dokładne informacje na temat wyścigu dostępne są na stronie organizatora.


Na czysto

Zapewne nie raz mieliście na trasie jakiś defekt. Już nieistotne czy to była złapana guma, czy może zleciał łańcuch albo coś stało się z przerzutką. Niezależnie co to było, musieliście się zatrzymać i szybko własnoręcznie "naprawić" usterkę. Wiąże się to oczywiście z całkowitym pobrudzeniem dłoni, a co za tym idzie często również rękawiczek i reszty ciuchów, bo wystarczy sięgnąc do kieszonki rękoma uwalonymi smarem i gotowe.


Niestety napęd rowerowy, niezależnie jakich smarów byśmy nie używali, w trasie sterylny nie będzie i zawsze się trochę pobrudzimy. W domu przy czynnościach serwisowych to żaden problem, bo można szybko umyć dłonie. Natomiast na trasie mamy kłopot...

Wczoraj właśnie złapałem gumę w tylnym kole i musiałem na szosie gdzieś w środku lasu bawić się w wymianę dętki, wystarczyła chwila żeby moje dłonie wyglądały jak u kominiarza (na całe szczęście przezornie zdjąłem moje białe rękawiczki).

I jak już wsiadłem z powrotem na rower i pojechałem dalej, zacząłem sobie tradycyjnie rozmyślać patrząc na moje brudne ręce ;) No i wymyśliłem chyba dobry patent - rękawiczki przezroczyste ze stacji benzynowej. Chodzi mi o te foliowe rękawiczki jednorazowe które wiszą na każdej dobrej stacji przy dystrybutorach, od dziś wożę ze sobą jedną taką parę. Nie zajmuje to w ogóle miejsca, waży ułamkowe części grama, a na trasie pozwoli zachować czyste ręce w przypadku defektu.
Przezroczyste jednorazowe rękawiczki (fot. www.plast.eu)
Tak więc, jeśli również Tobie zależy na czystości (jak masz białe ciuchy to zdecydowanie powinno), weź przy najbliższej wizycie na stacji benzynowej bezpłatne foliowe rękawiczki i schowaj je tam, gdzie trzymasz dętkę !

Galicja Road Maraton i Makowica Uphill

Pamiętam jak na jednym z wyścigów - to była chyba Rajcza Tour 2011 - jadąc w grupce kolarzy, wymieniłem kilka zdań z jednym ze startujących zawodników. Tematem przewodnim naszej rozmowy były podjazdy w Polsce. Zawodnik ten bardzo dużo opowiadał o Beskidzie Wyspowym, który całkowicie pomijany był przez kolarskich organizatorów, wychwalał wszechobecne w tym rejonie "ścianki" i bardzo zachęcał do przyjazdu na ten teren rowerem.


Tym zawodnikiem okazał się być Bartosz Gawęda - obecny dyrektor wyścigu Galicja Road Maraton oraz Czasówki w Makowicy. To takie niepopularne, zazwyczaj ludzie tylko narzekają, że czegoś nie ma itd... Tutaj czapki z głów, nie ma wyścigu, to go zróbmy - i w ten sposób w amatorskim kalendarzu od roku 2012 jest świetna impreza którą wszyscy w zasadzie tylko chwalą.

Jakoś nigdy nie miałem okazji przetestować tej rywalizacji na własnej skórze, niestety odległość od Poznania skutecznie mnie w tym aspekcie stopowała - jednak w tym roku nie było wyjścia, tak trzeba było rozplanować kalendarz startów, żeby obowiązkowo pojawić się na starcie w Nowym Wiśniczu w połowie czerwca.


Kilka słów o całej imprezie, wyścig odbędzie się 14 czerwca 2014, prowadząc przez urokliwy Beskid Wyspowy, skutecznie kąsający ostrymi ściankami, którym okoliczne tereny są wręcz usiane. Organizatorzy w tym roku zaplanowali piękną, 119 kilometrową, trasę przebiegającą przez powiaty: bocheński, brzeski, limanowski. Dokładne informacje o samej trasie dostępne są pod tym linkiem.

Mam zapewnienie, że organizatorzy zrobią wszystko aby nareszcie był to wyścig ze startu wspólnego, na razie dwa podejścia do lokalnej policji skończyły się niepowodzeniem ale patrząc na determinację "szefostwa" coś czuję, że w tym roku wszyscy razem staniemy na starcie aby rywalizować jako barwny i liczny peleton.


Oczywiście na samym wyścigu w Nowym Wiśniczu kolarskie emocje się nie kończą, dzień później odbywa się bowiem dodatkowo Czasówka w Makowicy na pobliską górę Kamionna, jest to klasyczny uphill. Krótko, stromo i boleśnie - te trzy słowa są tu chyba idealne. Dystans 3,2 km i przewyższenie 340m mówią same za siebie, dodatkowo bardzo dobra nawierzchnia, piękne widoki i dużo potrzebnej mocy by zmierzyć się z tą górą na dwóch kółkach a nie na nogach (cytat słów organizatora ;).


Wszyscy którzy startowali w latach ubiegłych podkreślali świetną organizację i doskonałą kolarską zabawę, w tym roku inaczej być nie może - przekonaj się o tym na własnej skórze i 14-15 czerwca przyjedź do Nowego Wiśnicza - myślę, że nie pożałujesz i wspólnie staniemy na starcie :)

Wszystkie dokładne informacje wraz z regulaminem dostępne są na stronie wyścigu.


Monte Zoncolan

Dla nas kolarzy, istnieją pewne słowa, które mają magiczne znaczenie, przy których od razu pobudza się nasza wyobraźnia, nazwy które nic nie znaczą dla przeciętnego Kowalskiego, jednak dla nas są po prostu magiczne… Jednym z takich słów jest Zoncolan – prawda że od razu Twoje myśli powędrowały w jedynym słusznym kierunku ? Nie wiem jak Ty, ale ja od razu widzę Giro d’Italia i niewyobrażalną walkę na podjeździe.
fot: http://img.skysports.com
Jako, że w tym roku ten legendarny podjazd wraca na trasy wyścigu dookoła Włoch to jest okazja stworzenia krótkiej wizytówki.

Chyba najlepszym dowodem na to jak ciężki jest to podjazd jest fakt, iż do roku 2003 był uważany za zbyt ciężki aby puścić tamtędy wyścig i chyba śmiało można ochrzcić go mianem najtrudniejszej szosy w Europie.

Najpierw kilka danych czysto statystycznych:
długość:  10,1 km
przewyższenie:  1203 m
najniższy punkt: start w Ovaro – 530 m n.p.m.
najwyższy punkt:  meta na Monte Zoncolan – 1730 m n.p.m.
średnie nachylenie: 11,9%
maksymalne nachylenie: 22%

Jak widać jest to hardcore pisany przez duże H, dla porównania, nasz najcięższy podjazd w Polsce, czyli Przełęcz Karkonoska ma 12 kilometrów ze średnim nachyleniem 7,2%. Oczywiście w Karkonoszach najcięższe są ostatnie 2 km, gdzie nachylenie trzyma się mniej więcej na poziomie 15-20%. Nie trzeba być Einsteinem żeby dojść do wniosku, ze Zoncolan to 10 km które trudnością są podobne jak te 2km na Karkonoskiej – każdy więc kto wjeżdżał na słynne Odrodzenie w Karkonoszach może sobie wyobrazić skalę trudności Monte Zoncolan.

Zazwyczaj na zdjęciach nie widać realnego nachylenia, o tym chyba wie każdy kto robił sobie fotki na górskich szosach. Przeżywamy katusze walcząc z potwornym nachyleniem, robimy zdjęcia, wracamy do domu, patrzymy na fotografie, a tam szosa wygląda jakby tylko lekko wznosiła się w górę. Z Zoncolanem jest inaczej, a na dowód zamieszczam dwie fotki znalezione w sieci:
fot. www.perso.wanadoo.es
źródło: www.magneticjunction.com
Prawda, że robi wrażenie ? W zasadzie kiedy ruszymy w Ovaro, można tylko przez moment rozgrzać nogi i już po chwili zaczyna się konkretne nachylenie. W pewnym momencie dojeżdża się do wymownej bramy z napisem „La porta per l'inferno", co oznacza po prostu Wrota Piekieł i od tego momentu zaczyna się rzeźnia oraz przeklinanie na wszystko dookoła, że nie mamy większego zakresu przełożeń w rowerze ;)

Nie ma mowy o wjeździe z „normalną” kadencją, cały czas tylko prawa-lewa i bardzo wolne połykanie kolejnych metrów. W zasadzie w głowie siedzi tylko myśl „co za kretyn puścił tędy szosę”, ale to właśnie dzięki niemu w tym roku będziemy mieli na Giro prawdziwą kolarska ucztę ;)

Lekko wypłaszcza się dopiero pod koniec, ale żeby emocje trzymały do samego szczytu mamy też długie ciemne tunele, w których w zasadzie nic nie widać. Aby zrozumieć jak bardzo niekomfortowe jest kręcenie w takich ciemnościach trzeba to po prostu przeżyć.
I ten moment wjazdu na szczyt, po tak ciężkim wysiłku uczucie jest bezcenne, w dodatku potęgowane przez niezwykłe widoki, takie panoramy smakują szczególnie.
Wrota Piekieł (fot. digiphotostatic.libero.it)
Tunel (fot. www.bestbikingroads.pl)
Szczyt (fot. www.ingam.com)
Każdy kto kocha jazdę w górach i pokonywanie własnych słabości powinien spróbować wjechać na Monte Zoncolan. Sprawa jest oczywiście utrudniona, bo z Polski blisko nie jest, w dodatku trzeba też trafić na dobre warunki pogodowe (zjazd w deszczu przy takim nachyleniu to iście diabelski pomysł).

No i pozycja wręcz obowiązkowa – 31 maja zasiadamy przed TV i pasjonujemy się walką zawodowców na tym niezwykłym wzniesieniu. Mamy komu kibicować, wydaje się, że wycieniowany do granic rozsądku Rafał Majka jest wręcz stworzony na takie nachylenia. Czy tak jest w rzeczywistości okaże się już w ostatnią sobotę maja. Niewątpliwie smaczku dodaje fakt, że w zasadzie na tym etapie rozstrzygną się losy całego wyścigu więc można liczyć na brak pasywnej jazdy i ostrą walkę do upadłego.

A w ramach rozgrzewki zachęcam do obejrzenia zwycięstwa Ivana Basso w 2010 roku, myślę że spalony silnik motorów w kolumnie wyścigu jest najlepszym dowodem na skalę trudności tego podjazdu.


I kilka zdjęć jak wygląda Monte Zoncolan podczas Giro d'Italia (nie trudno się domyslić, że miejsce jest megnesem dla kibiców):

cyclingtips.com.au
cyclingtips.com.au
farm4.static.flickr.com
I obowiązkowo cały podjazd na Google Street View:


Wyświetl większą mapę

Srebrnogórski Maraton Rowerowy 21.06.2014

Dla kolarzy amatorów, którzy najbardziej kochają ściganie po górach, jest całkiem sporo wyścigów w naszym kalendarzu. Oczywiście idealną sytuacją jest przy okazji zobaczenie różnych pasm górskich. Najwięcej wyścigów jest w Beskidach, Karkonoszach i Tatrach. Są też jednak fajne imprezy w mniejszych górach i takim przykładem jest Srebrnogórski Maraton Rowerowy.


Jak sama nazwa wskazuje wyścig prowadzi przez bardzo interesujące podjazdy Gór Sowich, słynne przełęcze jak Jugowska, Walimska, czy Srebrnogórska po prostu trzeba przejechać. Przecież to właśnie tu co roku ścigają się zawodowcy podczas słynnego wyścigu Grodów Piastowskich.


Organizator przygotował w tym roku dwie trasy, Mini – 50km oraz Mega – 120km, obie mają swój start i metę w urokliwie położonej Srebrnej Górze.


Jeśli więc nie wiecie jeszcze co będziecie robić w sobotę 21 czerwca to zapiszcie sobie w kalendarzu uczestnictwo w Maratonie Srebrnogórskim, stańcie na starcie, przejedźcie tą malowniczą trasę i powalczcie o tytuł Mistrza Srebrnej Góry.

Szczegóły i zapisy oczywiście na stronie organizatora.

Do zobaczenia na starcie :)