Puchar Równicy Road Maraton 17.05.2014

W cyklu Dobre Sklepy Rowerowe Road Maraton znalazło się w tym roku bardzo dużo imprez. Są te bardziej i mniej znane, są te łatwiejsze i te zdecydowanie cięższe, są górskie i nizinne, wreszcie są te mniej i bardziej lubiane...

Już niedługo, bo 17 maja, odbędzie się impreza która zdecydowanie należy do tych najbardziej lubianych i najcięższych. Mowa oczywiście o Pucharze Równicy w Ustroniu.

Organizator wzorem ubiegłorocznej edycji dopiął swego i po raz kolejny zaserwuje nam ściganie na najwyższym poziomie po całkowicie zamkniętej trasie z całą masą kibiców. Czy można chcieć czegoś więcej ? To takie górskie kryterium dla amatorów.

Tylko Ty, Twój rower, przeciwnicy i pusta szosa, będąca świadkiem świetnej rywalizacji sportowej. Przepraszam, nie tylko szosa – zapomniałem jeszcze o parszywym bruku na stokach Równicy który bardzo dokładnie zweryfikuje nasze rowery.

Więc jeśli jeszcze się zastanawiasz co będziesz robił 17 maja tego roku to już wiesz...
www.gazetacodzienna.pl
Potrenuj mocno, dokręć koszyki od bidonów, dobierz odpowiednie ciśnienie w oponach, stań na starcie, wylej z siebie siódme poty i kto wie, może to właśnie Ty staniesz na urokliwym podium w samym centrum Ustronia, gdy już emocje opadną i będziemy wiedzieli kto jest zwycięzcą, a kto przegranym.

Oczywiście ja będę – inaczej być nie może !

Szczegóły jak zwykle na stronie organizatora.

Korona Karkonoszy (Przeł. Karkonoska, Cerna Hora, Modre Sedlo i Okraj)


…bo prawdziwe góry oddzielają chłopców od mężczyzn...

Już dawno chodziła mi po głowie dzisiejsza trasa, połączenie najtrudniejszych podjazdów w Polsce i Czechach jednego dnia to wyzwanie niezwykłe. Nigdy nie miałem okazji nawet spróbować zaliczyć trasy, którą nazwałem (chyba bardzo trafnie) Koroną Karkonoszy.
Dziś wreszcie taka okazja się nadarzyła i był to jeden z najlepszych treningów w moim życiu, poniżej obowiązkowa relacja – enjoy :)

Pobudka o 6:00, wmuszenie w siebie potężnej ilości owsianki (która potem dość długo dawała o sobie znać na trasie) i o 7:15 ruszam w drogę. Na zewnątrz mgła i jakieś 6 stopni, niezbyt optymistyczne warunki ale prognoza mówiła jasno, że później będzie bardzo fajnie.

Z Sobieszowa szybko dojeżdżam do Podgórzyna, gdzie zaczyna się pierwsza górska premia – osławiona Przełęcz Karkonoska, czyli najtrudniejszy podjazd szosowy w Polsce. Oczywiście jadę jedyną słuszną wersją przez Przesiekę. Jak wygląda profil tego podjazdu możecie zobaczyć poniżej.

www.genetyk.com
To nie jest zwykły podjazd, przed Drogą Sudecką zaczyna się ostre nachylenie, a potem jest tylko gorzej. Nogi mam na razie zabetonowane i jadę bardzo spokojnie, przede mną długa trasa – nie ma co szaleć. Do Drogi Sudeckiej jest ok, już w Przesiece wychodzi słońce i pojawia się piękna panorama na Kotlinę Jeleniogórską spowitą mgłą.

No nic – zaczyna się najgorsze, czyli fragment od Drogi Sudeckiej na szczyt, tutaj nie ma miejsce na żadną ściemę, cały czas nachylenie w okolicach 20% nie daje wytchnienia. Oczywiście nigdzie nie staję więc też nie ma zdjęć, ale wrzucam kilka z roku 2010 co byście mogli zobaczyć jak to wszystko wygląda. Im dalej tym gorzej, a dopełnieniem tej rzeźni jest ostatnia prosta, która w dodatku jest pod mocny wiatr i we mgle. Kadencja w okolicy 40-50, inaczej się nie da mając przełożenie 36-28. Ostatnie metry i pierwsza premia osiągnięta, dojeżdżam jeszcze tylko do schroniska Odrodzenie.

fota z roku 2010
fota z roku 2010
fota z roku 2010
Przy Schronisku Odrodzenie
Tak było na szczycie - zero widoków
"Czerwona Strzała" na Przełęczy Karkonoskiej
Kilka fotek i zaczynam zjazd, który prowadzi aż do Vrchlabi. Jest zimno i mokro, słońce jakoś nie chce wyjść...

Jestem już na dole, szybko przejeżdżam przez miasto i dalej w kierunku Cernego Dolu, wieje w twarz ale wszystko rekompensuje całkowity brak ruchu samochodowego :) Szybkie spojrzenie w lewo na góry i jest ona – Cerna Hora, w całej okazałości z charakterystycznym masztem telewizyjnym na szczycie. Już sam widok majestatu góry powoduje ból w nogach :P

No i zaczyna się podjazd, najpierw dojazd przez Cerny Dol do Janskich Lazni, a potem już zasadnicza trasa na sam szczyt Cernej Hory. Jest to typowo narciarska góra, ze wspomnianym wcześniej masztem TV, na szczycie. Podjazd jest bardzo fajny, długie serpentyny przecinają stok narciarski, a nad głowami przejeżdża kolejka gondolowa. Na początku jest spokojnie i trudność narasta w zasadzie z każdym kilometrem. Zdecydowanie najgorsza jest końcówka i nachylenie bliskie 20%, tu również zamieszczam profil dla pełnej jasności.

Tu profil z Mladych Buków, mój odcinek zaczynał się gdzie indziej ale trasa porywa się od 7 kilometra (źródło: genetyk.com)
Na szczycie trzeba niewielki odcinek przejechać po szutrze aby dojechać pod samą wieżę TV – a warto, bo to idealny punkt na zrobienie pamiątkowej fotki ;)
Cerna Hora - nadajnik TV

Cerna Hora, widok ze szczytu

Zjazd tą samą drogą, jest szybko ale bezpiecznie z uwagi na dobrą widoczność drogi, warto zatrzymać się przy strumieniu aby napełnić bidony, co też czynię. Potem w mig dojeżdżam do Svobody nad Upou, gdzie znowu robi się ciepło i przyjemnie.

Tutaj zaczyna się już podjazd, którego bałem się najbardziej, ale zanim zacznie się najgorsze trzeba podjechać spokojnie do Peca pod Śnieżką. Jest fajnie, bo wiatr zaczyna tu wiać w plecy co pozwala trzymać fajną kadencję i tempo.

Kiedy jednak dojeżdżam do centrum Peca zaczynają się schody, to tutaj właściwie zaczyna się mityczny podjazd pod Modre Sedlo, czyli najtrudniejsza szosa w Czechach. Na początku odcinek kostki brukowej, po którym od razu robi się kilkunastoprocentowe nachylenie, szosa wjeżdża do lasu i nie ma zmiłuj. Coś takiego jak wypłaszczenie tutaj nie istnieje, od razu trzeba wrzucić najlżejsze możliwe przełożenie i kręcić sobie na zasadzie prawa-lewa.
Szybkie zerknięcie na profil podjazdu:

źródło: genetyk.com
Chwilę wytchnienia daje króciutki odcinek płaski, po czym szosa dojeżdża do charakterystycznego budynku, zakręca i zaczyna się istna mordęga, chwilowe nachylenie przekracza już grubo 20%, asfalt zdecydowanie się pogarsza. To jest naprawdę bardzo ciężki odcinek tego podjazdu, trzeba to po prostu jakoś przetrwać, a jak już się to zrobi to dojeżdża się do Schroniska Vyrovka.

W kierunku Modrego Sedla
Tutaj szosa skręca w lewo i pięknym trawersem prowadzi już na Modre Sedlo, szosa przypomina tu alpejskie klimaty, każdy kto kocha jazdę w górach po prostu musi przejechać ten fragment. Przed samym szczytem jeszcze odcinek przecinający śnieg z zaspami po lewej i prawej i dojeżdżamy do charakterystycznej kapliczki. Nagrodą za trud podjazdu jest genialny wręcz widok na Śnieżkę, zobaczyć ten szczyt z takiego bliska na szosie jest po prostu bezcenny.
Bezcenny wręcz widok na Śnieżkę
Kolejne widoki
Kapliczka na Modrym Sedlu
Na Modrym Sedlu - w tle Śnieżka

Śnieżna niespodzianka i szosa jak w Pirenejach
Przed zjazdem trzeba się było cieplej ubrać
Zjazd był chyba równie przerąbany co podjazd, ostre nachylenie i ciągłe naciskanie na hamulce to nic przyjemnego. Zatrzymałem się przy śniegu i jeszcze kawałek dalej, bo takich miejsc na fotki przegapić nie mogłem :)

Zjazd do Peca zleciał po prostu w mig, dalej jeszcze kawałek w dół i skręt na Przełęcz Okraj. Ostatnia premia górska tego dnia i zdecydowanie najłatwiejszy podjazd. Nachylenie bardzo przyjemne, można sobie kręcić w dobrym rytmie i nawet nie wiesz kiedy nagle dojeżdżasz do szczytu. Nogi już mocno zmęczone ale trzeba jeszcze zjechać do Kowar i wrócić na kwaterę do Sobieszowa. Lekko nie jest, bo wiatr wieje z gór i raczej przeszkadza w trzymaniu normalnego tempa. Przed domem jeszcze wjeżdżam do Zachełmia, żeby dobić przewyższeniem do 3,5 tysiąc i zdobycie upragnionej Korony Karkonoszy staje się faktem !!


Polecam każdemu kto kocha góry i ciężkie podjazdy całą tą trasę. Łatwa nie jest, powiedziałbym nawet, że jest niewiarygodnie ciężka ale jej przejechanie daje niezwykłą satysfakcję i powód do dumy.

Strava:

Garmin:

Lubelska Vuelta

Juz drugi rok z rzędu Parczewska Grupa Rowerowa organizauje LUBELSKĄ VUELTĘ - wieloetapowy wyścig na szosie dla amatorów. 
W tym roku organizator przygotował cztery etapy. Imprezę otwiera PROLOG- indywidualna jazda na czas na dystansie 3,2km. Tego samego dnia jest jeszcze etap ze startu wspólnego na dystansie 74,5km. Trzeci etap to wyścig ze startu wspólnego - do przejechania 103km.


Roztrzygnięcia całej imprezy mogą jednak nastąpić w ostatnim dniu kiedy będzie rozgrywana indywidualna jazda na czas na dystansie 16,5km.

Regulamin oraz linki do map tras poszczególnych etapów na stronie: www.roadmaraton.pl. Tam też można dokonać zgłoszenia do zawodów.

Termin 20-22 czerwca 2014
Miejsce; Parczew, woj. Lubelskie

Biuro zawodów będzie czynne w dniu 20.06.2014 od godz. 8.00 do godz. 10.00. oraz każdego następnego dnia na godzinę przed startem.

Można również startować tylko na wybranych etapach VUELTY.

Wszelkich informacji  udziela główny organizator wyścigów w Parczewie Włodek Oberda, bezpośredni kontakt: wlodzimierzoberda@wp.pl

Czasówka testowa

Jakiś czas temu, przy okazji postu o wyliczeniach stref treningowych, obiecałem napisać tekst o prawidłowo przeprowadzonej czasówce testowej.
Trochę to trwało, ale wspólnie z trenerem PZKol - Kubą Kurczem napisaliśmy taki artykuł na stronie BodyiCoach.
Oryginał można zobaczyć pod linkiem:

Tutaj podklejam cały wpis życząc miłej lektury ;)

..................

Aby osiągnąć sukces w kolarstwie niezbędne są dwa czynniki – trening musi być systematyczny i racjonalny. Nawet jeśli będziemy bardzo ciężko trenować, to jeśli nie będziemy tego robić na prawidłowych obciążeniach progres będzie minimalny lub nawet żaden.

Kluczem do sukcesu jest prawidłowe wyznaczenie stref treningowych i ich częste aktualizacje. Oczywiście najlepiej zrobić to na badaniach wydolnościowych, gdzie strefy wyznaczy nam fizjolog na podstawie stężenia mleczanu we krwi przy konkretnym obciążeniu.

Jednak nie każdy ma czas i nie każdego stać na to, by po każdym makrocyklu treningowym robić profesjonalne badania wydolnościowe.

Co w takiej sytuacji? Jedną z najlepszych opcji jest…

Czasówka testowa

Z pomocą przychodzi nam możliwość zrobienia popularnej czasówki testowej i dzięki temu dokonanie aktualizacji naszych stref wysiłkowych (zarówno według mocy, jak i HR). Dziś właśnie postaram się przybliżyć pojęcie takiej czasówki, bo wiele osób zna ten sposób, ale nie każdy wie jak prawidłowo to wykonać.

Każdy taki test wykonujemy z reguły co 5-6 tygodni lub przed konkretną zmianą zadań treningowych (np. odejście od treningów specjalistycznych na trenażerze i rozpoczęcie treningów typowo szosowych).

Tony Martin (photo by Bryn lennon/Getty Images)

Test na pomiarze mocy

Jeśli trenujemy na pomiarze mocy to od razu mówię, że czasówka testowa jest z reguły bardzo ciężka, trzymanie stałej, wysokiej mocy to bardzo duże obciążenie fizyczne i psychiczne. Generalnie wyróżniamy trzy rodzaje tego typu czasówek:
  • 5 minutowa – VO2max
  • 20-minutowa
  • 30-minutowa

Oczywiście w każdej próbie chodzi o to, aby uzyskać jak najwyższą średnią moc z całości i na tej podstawie poznać nasz próg LT lub V02max co z kolei pozwoli na prawidłowe wyznaczenie stref treningowych. Pierwsza z wymienionych raczej nie stanowi problemu, bo trzymanie wysokiej mocy przez 5 minut nie jest wcale takie trudne. Schody pojawiają się przy kolejnych próbach. Jeśli zaczniemy za mocno, dane ostatecznie nie będą odzwierciedlać stanu faktycznego.

Kilka słów na temat testów drogowych od trenera – Kuba Kurcz:
"Testy drogowe bo o nich mowa mają swoje zalety i wady… niewątpliwą zaletą jest to, że możemy je wykonać sami za darmo i względnie dokładnie wyznaczyć zakresy treningowe. Wadą jest jednak to, że zależnie od okresu treningowego możemy pojechać czasówkę 20 min mocniej niż nasz faktyczny poziom LT co będzie skutkowało tym, że zakresy będziemy mieć ustawione za wysoko… Można w testach drogowych wykorzystać pomiar mleczanu ale co do jakości odczynników jakie są stosowane w tym przypadku są różne opinie…
Kolejną kwestią jest to czym mierzymy nasz FTP test. Jeśli korzystamy z mierników mocy sprawdzonych producentów to przypuszczam, że pomiar będzie wiarygodny, ale jeśli używamy np. pomiaru w pedałach lub w jednej korbie – gdzie rozbieżność względem SRM waha się od 10 do 30(!) WATT – to mamy spory problem. Fajnie możemy mieć porównywalne wyniki z kolarzami z PROTouru… to w sumie jeszcze nie najgorzej, ale jak mamy w jednym rowerze korbę np. Power2Max a w drugim pedały, to raz wykonujemy ten sam trening 30 WATT mocniej a raz słabiej.
Jednak wracając do zalet to protokoły czasówek można dobierać do aktualnego okresu sezonu… o tym na jakim etapie robić test 8 min 20 czy 45 min powinien zadecydować Twój trener. Co więcej czasówki mogą być na płaskim i pod górę zależnie od tego nad jakim elementem zamierzamy się w danym okresie skupić. 
Samą czasówkę należy tak wykonać by jak najrówniej rozłożyć siły… jeśli zaczniemy za mocno to nie będziemy w stanie utrzymać wysokiej mocy do końca. Dobrze jest zacząć długą czasówkę na ostatnio wyznaczonym progu LT i w czasie testu stopniowo zwiększać obciążenie. Mamy po zakończeniu być „wyjechani”
Reasumując próby terenowe – owszem, najlepiej w odniesieniu do prób laboratoryjnych w szczególności laktatu, ale należy pamiętać, że nie zawsze wynik będzie w 100% adekwatny do tego na jakim poziomie jesteśmy. Dokładniej jakie jest nasze zakwaszenie na LT – bo to jeden z ważniejszych elementów jakie chcemy poprawić poprzez trening."
Kolejna ważna sprawa to miejsce przeprowadzenia czasówki. Jeśli akurat trenujemy na trenażerze, to również na tym urządzeniu przeprowadzamy czasówkę i tu nie ma problemu, bo w zasadzie na nasza jazdę nie wpływa żaden dodatkowy niekorzystny czynnik (trzeba tylko pamiętać o dobrej wentylacji pomieszczenia).

Michał Kwiatkowski (fot. sport.interia.pl)
Jeśli jednak przeprowadzamy test na szosie, trzeba pamiętać aby trasa była płaska, bez żadnych skrzyżowań, świateł itp. Dodatkowo nie powinniśmy jechać bezpośrednio pod wiatr.

Kiedy już zaczniemy studiować wyniki, to interesuje nas średnia moc z testu. Od wyniku odejmujemy 5-7% (przy teście 20-minutowym) i to jest nasz próg LT.

Test HR

Jeśli korzystamy tylko z pulsometru i zakresów na podstawie HR czasówka wygląda trochę inaczej. Standardowo powinniśmy kręcić przez 30 minut na maksa. Nasz próg LT to średni HR z ostatnich 20 minut całej próby. Jako, że puls jest dużo bardziej stały niż moc, nawet chwilowe zjazdy na trasie nie spowodują raczej obniżenia ostatecznego wyniku (tak jak jest to w przypadku mocy).

Niezależnie, czy wykonujemy test na mocy, czy tylko z pulsometrem, po takiej czasówce powinniśmy mieć uczucie „wyjechania się” na maksa. Wtedy możemy mieć pewność, że wyniki są prawidłowe.

Kuba Kurcz:
"Moim (zaznaczam moim) zdaniem testy z wykorzystaniem pomiaru tętna nie są adekwatne do wyznaczenia stref z wielu powodów. Fakt, lepiej tak wyznaczyć strefy niż z formuły 220 – wiek ;) ale do mierzenia postępów raczej się nie nadają… 
Może zamiast długiego opisu dam przykładowe dane dwóch testów jednego zawodnika:
TEST ITT 20 min luty 2014 średnie tętno 177bmp NP – 343 W
TEST ITT 20 min kwiecień 2014 średnie tętno 177bmp NP 381 W
Pozostawiam to bez komentarza (!)"

Co zrobić z wynikiem LT ?

Kiedy już mamy wyznaczony nasz próg LT, możemy przejść do wyznaczania stref treningowych, czyli absolutnej podstawy dla dalszych treningów. Do tego celu można skorzystać z przejrzystego kalkulatora dostępnego na blogu.

Kiedy już mamy prawidłowo wyznaczone strefy pozostaje już tylko jedno, czyli skuteczny trening i dalsza poprawa naszej formy.

Bruk

fot. www.veloart.pl
Jedziesz po środku jakiegoś pola, czujesz praktycznie każdy mięsień na swoim ciele, utrzymanie stałej prędkości staje się niezłym wyzwaniem. Rower "krzyczy", że ma dość, co chwilę sprawdzasz czy przypadkiem nie zgubiłeś bidonu i czy wszystko jest na swoim miejscu. Jedziesz i myślisz sobie „co ja tu robię” – tak, to pokrótce opis jazdy po bruku. Można to nienawidzić lub po prostu kochać – żadnych półśrodków.

Już za chwilę zawodowcy zmierzą się na najsłynniejszych klasykach złożonych w znacznej mierze właśnie z odcinków brukowanych, które są po prostu kwintesencją wiosennego ścigania i celem wielu zawodowców. Wygrać taki wyścig jak Paryż-Roubaix lub Ronde van Vlaanderen to jak załatwić sobie przepustkę na stałe do panteonu sław kolarstwa.

Kapelmuur z kapliczką na szczycie (fot. www.thechainstay.com)
Zacznijmy od słynnej Flandryjskiej Piękności, która w moim osobisty rankingu jest najlepszym wiosennym klasykiem. To po prostu arena pojedynku gladiatorów, bo jak inaczej nazwać kolarzy którzy podjeżdżają pod kilkunastoprocentowe wzniesienia po bruku w wyścigowym tempie ? Takie miejsca jak Kapelmuur czy Koppenberg znane są chyba każdemu kibicowi kolarstwa i na samo ich wspomnienie w głowie przetaczają się obrazki z poprzednich edycji. Słynny pojedynek Boonena i Cancellary na stokach Kapelmuur to jeden z najlepszych kolarskich starć w ostatnich latach. Dzięki koszulkom mistrzów swoich krajów ten pamiętny podjazd urósł do rangi międzynarodowej i porażka Boonena mocno zabolała każdego Belga. Sposób w jaki Spartacus odjechał na najsztywniejszym odcinku swojemu rywalowi z ucieczki – czapki z głów.

Sztywny Koppenberg (fot. JGruber/PezCcyling)
W głowie mam również obrazki kiedy kolarze podjeżdżający na Koppenberg nie dają rady i się po prostu przewracają jeden po drugim – taka właśnie jest Flandria, niezwykle ciężka ale i niesamowicie widowiskowa.
To nie jest zwykły wyścig, to prawdziwe, 260-kilometrowe, kolarskie święto dla kibiców w Belgii i na całym świecie.

Częsty widok na Koppenbergu (fot. http://inrng.com)
Pomimo, iż w tym roku zabraknie na trasie słynnego podjazdu pod Kapelmuur to i tak emocje są gwarantowane. Czy Cancellara znów pokaże swoją brutalną moc, czy może to Sagan wygra swój pierwszy monument ? A może przeszkodzi im, zawsze świetnie jeżdżący po brukach, Tom Boonen ? Wszystko zweryfikują belgijskie bruki, a nam dane to będzie oglądać w niedzielne popołudnie 6.04.2014.
Tom Boonen na Kapelmuur (fot. www.cyclingnews.com)
Drugi, przez wielu uważany za jeszcze ważniejszy w kolarskim kalendarzu, wyścig, którego bruki są wizytówką, to oczywiście francuski Paryż-Roubaix, czyli popularne Piekło Północy. Tutaj odcinki brukowane występują w takiej ilości, że na samą myśl boli mnie głowa. W tym roku, a dokładniej 13.04.2014, będzie aż 28 sekcji pokrytych brukiem, w sumie kolarze pokonają 51,1 kilometrów po „kocich łbach”, co będzie stanowiło około 1/5 całego, 257-kilometrowego dystansu. To co dodatkowo potrafi „uatrakcyjnić” wyścig to pogoda, w ostatnich latach było raczej sucho i ciepło, ale jak spadnie deszcz robi się niezwykłe widowiskom, a kolarze urastają do rangi prawdziwych gladiatorów.
Słynny Lasek Arenberg
Również ten wyścig ma swoje charakterystyczne miejsca, którymi niewątpliwie są Lasek Arenberg oraz welodrom w Roubaix. We wspomnianym lasku zazwyczaj częściowo rozstrzygają się losy wyścigu, tutaj trzeba jechać z przodu, bo inaczej wzrasta ryzyko uczestniczenia w kraksie (których nota bene w lasku Arenberg jest bardzo dużo). Jak to stwierdził kiedyś Tom Boonen – „w tym miejscu wyścigu się jeszcze nie wygra ale można go już bardzo łatwo przegrać”. Natomiast welodrom w Roubaix to już miejsce mety wyścigu, stary kolarski tor był świadkiem wielu sprinterskich pojedynków i wielu genialnych zwycięstw. Tutaj faworyci są niezmienni, ponownie Fabian Cancellara i Tom Boonen, którzy mają na swoim koncie już wiele statuetek ze słynną kostka brukową. Smaczku dodaje fakt, iż wiele odcinków brukowanych z tego roku pojawi się również na Tour de France, więc tym razem pojawią się na starcie również kolarze celujący w etapówki aby na własnej skórze przekonać się, czym są te mityczne bruki.

Fabian Cancellara ze statuetką zwycięzcy Paris-Roubaix (fot. wwwcycling-passion.com)
Przy okazji wyścigu parę rad jak jeździć po bruku, prosto od specjalisty od takiej jazdy Toma Boonena:
- jedziemy raczej bokiem drogi, gdzie często nie ma już bruku, a jak jest to jest nieporównywalnie bardziej łagodny niż na środku drogi
- jeździmy szybko, dzięki czemu rower tak nie skacze, tylko płynnie przeskakuje z kostki na kostkę
- pompujemy zdecydowanie mniej atmosfer w koła żeby zwiększyć komfort
- górny chwyt za kierownicę zmniejszy obciążenie rąk
- przed długą jazdą na bruku zadbaj o mięśnie rąk (koniecznie trzeba je wzmocnić, bo będziesz myślał tylko o tam jak bardzo cię boli ;)
- uważaj na zakrętach, gdyż bruk jest bardzo śliski, a jak jeszcze popada deszcz to robi się prawdziwe lodowisko

Trzeba wspomnieć, że również amatorzy w naszym kraju mogą sprawdzić swoje umiejętności na wyścigach z odcinkami brukowanymi. Na pierwszy plan wysuwa się Piekło Przytoku pod Zieloną Górą, gdzie na 7-kilometrowej rundzie aż 2 kilometry prowadzą po ciężkim bruku, w dodatku jest to podjazd. Taką rundę trzeba pokonać 10 razy – w tempie wyścigowym jest to nie lada wyzwanie dla każdego.

Fragment ciężkiego bruku Piekła Przytoku (fot. www.sogest.com.pl)
Drugi wyścig, który przychodzi mi na myśl to Puchar Równicy w Ustorniu, z cyklu Road Maraton, tutaj trzeba pokonać brukowane odcinki zjazdowe i podjazdowe prowadzące na popularną Równicę, na szczęście nie są to bardzo długie sekcje, a kostka jest w miarę równa ale mimo wszystko powodują u amatorów niesmak na twarzy, bo kiedy wszystko się trzęsie – ciężko o uśmiech.
Fragment kostki w Ustroniu (fot. www.beskidslaski.pl)
Tak jak pisałem na początku, bruki albo się kocha, albo nienawidzi. Nie wiem jak Wy, ale ja należę do tej drugiej grupy, chociaż z premedytacją i miłą chęcią zasiądę w niedzielę przed relacją z wyścigu i będę się pasjonował każdym kilometrem rywalizacji zawodowców.

I na koniec cytat oddający rzeczywistość ścigania po brukach:
„If you don't have the legs, this is the worst place you could possibly be." - Jo Planckaert