Podsumowanie sezonu 2013

Kolejny rok dobiega końca, aura tym razem jest bardziej jesienna niż wiosenna, co nie zmienia faktu że czas najwyższy na podsumowanie minionego sezonu.

Rok 2013 był inny niż wszystkie, głównie dlatego że to był pierwszy sezon, gdzie musiałem poradzić sobie z pogodzeniem trenowania z całą masą obowiązków pozasportowych, pierwszy pełny rok jako tata :) Kto ma dziecko ten wie, że czasem to mission impossible, tak więc uważam że pogodzenie wszystkiego to mój pierwszy sukces.

Generalnie z sezonu jestem bardzo zadowolony, dużo startów, mniej lub bardziej udanych, pierwsza etapówka i wyjazd w Dolomity, czyli rowerowa wyprawa życia. No i odkryłem swoje najmocniejsze strony – czasówki pod górę i finisze na podjazdach.

Tak jak rok temu, pokrótce opiszę wszystkie moje starty wraz z subiektywną oceną w skali 1-5 (5 the best).

27-04-2013 – Podgórzyn – Czasówka Sudecka



Ten rok startowy rozpocząłem inaczej niż zwykle, zamiast Trzebnicy wybrałem typowy górski uphill czyli to, co wychodzi mi chyba najlepiej. Pogoda oczywiście była paskudna, co jednak nie przeszkadzało w tym, żeby od startu napierać na maksa i wykręcić swój najlepszy czas na tym podjeździe. Lekko nie było, bo to ciężki podjazd, gdzie największe trudności występują na sam koniec.
Ostatecznie drugie miejsce w kategorii, co na pierwszy sprawdzian formy w sezonie było w zupełności wystarczające.

ocena 5/5
M2 2
OPEN 10 (wraz z Elitą)

11-05-2013 – Radków – Klasyk Radkowski



Kolejny wyścig w górach, w Radkowie startuję już kolejny rok z rzędu. Pomimo beznadziejnych chwilami odcinków asfaltowych (nie wiem czy można to nazywać asfaltem) trasa ma w sobie coś, co przyciąga mnie w Góry Stołowe co roku.
Jako, że to maraton z cyklu supermaratonów, start odbył się w losowanych grupach startowych, miałem to szczęście, że grupa była całkiem fajna i można było zaatakować dobry wynik.
Jak się okazało, na podjazdach byłem bardzo mocny i po przekroczeniu linii mety okazało się, że zrobiłem to jako drugi zawodnik w M2 i trzeci w OPEN – fajnie.

ocena 5/5
M2 2
OPEN 3

18-05-2013 – Ustroń – Puchar Równicy



To było prawdziwe kolarskie święto, wyścig na zamkniętej rundzie przy bardzo dobrej obsadzie zawodników. To już Road Maraton więc sami mocni kolarze (również zawodowcy jak Adrian Brzózka). Trasa bardzo ciężka, odcinki bruku i cały czas podjazd – zjazd. Forma była taka sobie, nie mogłem się wkręcić na swoje możliwości, trochę zawaliłem start i to wszystko pozwoliło zająć tylko 14 miejsce w swojej kategorii. Pozostał spory niedosyt ale był to również potrzebny kubeł zimnej wody po wcześniejszych sukcesach.

ocena 3/5
Kat. A 14
OPEN 36

26-05-2013 – Leszno – Leszczyński Maraton Rowerowy



Do Leszna pojechałem w zasadzie tylko dlatego, że mam blisko i że nie wypalił start w Suchym Lesie. W tym roku stwierdziłem, że to wyścig całkiem nie dla mnie i więcej się już tam raczej nie pojawię. Dlaczego ? Po pierwsze zbyt niebezpiecznie, na trasie cała masa trzepaków i co chwilę jakaś kraksa. Pomimo iż jechałem z pierwszego sektora, po jednej z kraks trzeba było mocno gonić czołówkę. Ostatecznie zjechałem po pierwszej rundzie zaliczając krótki dystans, oczywiście na finiszu kolejne kraksy, a ja zostałem zamknięty. Generalnie był to więc dobry trening na dużych szybkościach i nic poza tym.

ocena 2/5
M2 11
OPEN 21

08-06-2013 – Jeżów Sudecki – Czasówka Szybowcowa



Nie mogłem przegapić kolejnego klasycznego uphillu, szczególnie, że można to było pogodzić ze startem w Sudety Tour dzień później. Dość krótki podjazd ale wymagający, bo cały czas nachylenie dość mocno trzyma. Nie ma co kalkulować, szybka rozgrzewka, start i pełen ogień w korbach aż do mety. Do startu podszedłem bardzo mocno zmotywowany i pewny swego, okazało się to słusznym podejściem, bo ostatecznie wygrałem swoją kategorię, co potwierdza fakt iż górskie czasówki są dla mnie wręcz stworzone.

ocena 5/5
Cyklosport 1
OPEN 5 (wraz z Elitą)

09-06-2013 – Teplice nad Metuji – Sudety Tour



Pierwszy w sezonie start zagraniczny, pierwszy z tak mocną obsadą. Trzeba powiedzieć jasno, że ściganie u naszych południowych sąsiadów to zupełnie inna bajka. Poziom jest bardzo wysoki i można się wiele nauczyć. Rok wcześniej dostałem kubeł zimnej wody na głowę, w tym cel był jeden – wypaść znacznie lepiej. Od startu musiałem gonić czołówkę, potem cały czas ogień. Jednak noga tego dnia była bardzo dobra i cały dystans udało się wykręcić na równym poziomie.
Rok wcześniej było kolejno 21 i 54 miejsce, tym razem 13 i 26 – konkretny progres i to bardzo cieszy.
No i warto jeszcze wspomnieć o świetnej organizacji – po prostu bajka.

ocena 4/5
M2 13
OPEN 26

15-06-2013 – Srebrna Góra – Srebrnogórski Road Maraton




Kolejny start w Road Maraton i oczywiście kolejny w górach. Tu również stanąłem na starcie pewny swego, bo wiedziałem że forma jest dobra. Faktycznie tak właśnie było i już na pierwszym podjeździe pod Twierdzę wjechałem w ścisłej czołówce. Potem odjechała dwuosobowa ucieczka, ja jechałem w drugiej grupce i tak też dojechaliśmy na metę. Finisz pod Twierdzę był ciężki, bo już nie było z czego jechać – upał zrobił swoje. Ostatecznie stanąłem na najniższym stopniu podium w kategorii co bardzo cieszy. Niestety na wyścigu zdarzyły się dwa poważne wypadki, w tym jeden tragiczny w skutkach.

ocena 4/5
Kat. A 3
OPEN 6

06-07-2013 – Wisła – Pętla Beskidzka



Miała być częściowa powtórka z Pucharu Równicy, tu również Wiesiek Legierski stanął na wysokości zadania i przeprowadził wyścig po całkowicie zamkniętej rundzie. Oczywiście trasa tradycyjnie bardzo ciężka co dodawało smaczku rywalizacji. Do tego trzeba dorzucić mocną obsadę i mamy przepis na sukces.
Pierwszy podjazd za Zameczek w szalonym tempie ale wjeżdżam w pierwszej grupie, potem czuję że zaczynam tracić siły. Po wyjeździe w Dolomity jazda na beztlenie okazała się zabójcza. Żeby tego było mało po chwili strzeliła mi szytka i było po zawodach... szkoda.

ocena 1/5
Kat. DNF
OPEN DNF

27-07-2013 – Stary Smokoviec – Tatry Tour



Jak co roku nie mogło mnie zabraknąć na Tatry Tour. Pomimo iż z Poznania mam bardzo daleko, ten wyścig zawsze gości w moim kalendarzu. Jest to ściganie na najwyższym poziomie, z super trasą i mocnymi zawodnikami. Oczywiście piszę cały czas o krótkim dystansie, bo długi to jeszcze nie moje progi.
Na tym wyścigu aż sam siebie nie poznawałem, praktycznie od startu jechałem na czele peletonu, nadawałem tempo, uciekałem, brałem udział w selekcjach na podjazdach. Forma tego dnia była bardzo dobra. Na finiszu już czułem, że noga słabnie, ale mimo wszystko udało się przekroczyć metę jako piąty zawodnik Open, co jest dla mnie dużym sukcesem i chyba najlepszym wynikiem tego sezonu.

ocena 5/5
OPEN 5

02-08-2013 – Bukowina Tatrzańska – Tour de Pologne Amatorów



Dużo mógłbym tu napisać, o samym starcie rozpisałem się już wystarczająco na blogu.
Skupię się więc tylko na części sportowej. Generalnie noga kręciła się dobrze, wjazd na Ząb poszedł bardzo mocno ale do ścisłej czołówki trochę straciłem. Wciąż jednak zajmowałem świetne miejsce. Niestety przed samym szczytem znowu strzeliła mi szytka, mleczko zakleiło dziurę ale zeszło bardzo dużo powietrza i wszystkie zjazdy musiałem jechać bardzo ostrożnie. W efekcie, gdy szosa wiodła w dół wyprzedzały mnie całe rzesze kolarzy, a ja musiałem odrabiać straty na podjazdach. Źle nie było, ale mogło być zdecydowanie lepiej.
No i synek na mecie w objęciach tatusia – bezcenne ;)

ocena 3/5
M2 12
OPEN 37


16-08-2013 – Istebna – Road Trophy
17-08-2013 – Istebna – Road Trophy
18-08-2013 – Istebna – Road Trophy




W zasadzie mógłbym zrobić trzy wpisy, bo można wszystkie etapy traktować osobno ale tak będzie sprawniej.
Nie wiedziałem czego się spodziewać po tym starcie, pierwsza w życiu etapówka miała mi pokazać możliwości organizmu. Szczególnie, że to akurat bardzo ciężka etapówka.
Pogoda była wyborna, miejscówka w Istebnej też niczego sobie, do tego super towarzystwo znajomych – to wszystko sprawiło, że wyjazd był znakomity.
Już na pierwszym etapie straciłem szansę na dobry wynik w generalce, na pierwszych sztywnych podjazdach zaliczyłem dwie gleby, bo ktoś przede mną stanął – niestety nie dało rady wpiąć się w pedały i cała czołówka odjechała. Pozostała jazda bardziej treningowa co też uczyniłem.

Na drugim etapie chciałem powalczyć, znałem dobrze trasę i byłem bojowo nastawiony. Niestety na tym się skończyło, bo już na Stecówce popełniłem błąd taktyczny nie dokręcając do czołówki i potem nie było już szans ich dojścia. Cały dystans od Szczyrku przekręciliśmy w grupce 4-osobowej, więc tylko powiększaliśmy straty do czołówki. Szkoda, bo czułem się bardzo dobrze i mogło się to zupełnie inaczej potoczyć.

Ostatni etap pokazał moje możliwości, pomimo zmęczonych nóg jechało mi się wręcz doskonale. Znowu straciłem kontakt z czołówką nie mogą założyć z powrotem łańcucha ale z każdym kilometrem nadrabiałem straty. Na każdej górze przeskakiwałem do kolejnej grupki przede mną. Ostatni podjazd to mój atak i zostawienie kilkunastu kolarzy z tyłu. Udało się wywalczyć czwarte miejsce w kategorii i ostatecznie zakończyć pozytywnie cały ten ciężki weekend.

Etap I
ocena 2/5
Kat A 10
OPEN 53

Etap II
ocena 2/5
Kat A 4
OPEN 20

Etap III
ocena 4/5
Kat A 12
OPEN 37

08-09-2013 – Sosnówka Górna – Górskie Mistrzostwa Polski




Na ten start czekałem cały sezon, to właśnie na GMP szykowałem szczyt formy i na tym wyścigu zależało mi najbardziej. Po pierwsze w górach, po drugie – na świetnie znanej mi rundzie. Wiedziałem, że będzie ciężko, bo w końcu to już ranga mistrzostw.
Sprawa była prosta – przejechać jak najszybciej cztery wymagające rundy. Już na pierwszym podjeździe bardzo mocne tempo i konkretna selekcja – na szczycie zostało nas dosłownie kilku, na zjazdach się połączyło, aby na kolejnym podjeździe dokonać już ostatecznej selekcji.
Wjechałem tam na szóstym miejscu i na zjeździe samotnie już nie doszedłem czołowej grupki, do mety pozostało mi kontrolowanie 6 miejsca. Wynik całkiem fajny, ale nie ukrywam, że miałem ochotę na podium i myślę, że z trochę lepszą nogą i większym szczęściem było to do zrobienia.

ocena 4/5
Cyklosport 6

---------------------------------------------------------------------------------------------

To już koniec podsumowania samych startów, trochę tego było, a i tak wypadły mi Suchy Las oraz Rajcza Tour. Wyniki mnie bardzo cieszą, kilka razy znalazłem się na podium więc inaczej być nie może. Sezon zaliczam więc na plus i liczę na jeszcze więcej w 2014.
Przechodzę do kolejnej, bardzo ciężkiej, kategorii wiekowej, nie będzie już więc cyklosportu, a pełnoprawny masters ;)
Mam nadzieję, że jakoś się w tej nowej rzeczywistości odnajdę. Obiecać mogę jedno – jak zwykle dam z siebie wszystko i już teraz szlifuję formę na 2014.
Startować będę głównie w Road Maraton i Pucharze Polski Masters, może jakiś jeden supermaraton ale terminy póki co kolidują ze sobą więc może być różnie... "Ogórków" raczej nie przewiduję ;)

I jeszcze czysta statystyka:
Cały dystans: 14924,92 km
Suma podjazdów: 108 730 m
Ilość treningów: 251

Odszedł Marek Łukasik

Dziś rano dotarła do mnie bardzo smutna informacja o śmierci Marka Łukasika, kolarza amatora z którym nie jeden z nas miał okazję rywalizować na trasach wyścigów i maratonów.


Śmierć nastąpiła po półrocznej walce, będącej konsekwencją, jak się okazuje tragicznego w skutkach, wypadku na wyścigu w Srebrnej Górze w czerwcu tego roku.

Z tego miejsca chcę złożyć kondolencje rodzinie Marka.



Spoczywaj w spokoju !!

Życzenia kolarskie

fot. http://thechaingang.cc
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku życzę Wam wszystkim:

- wybornej nogi w 2014
- zdrowia oraz braku przykrych upadków
- suchych i gładkich asfaltów
- wiatru tylko w plecy
- satysfakcji z każdego przejechanego kilometra na swoim bajku
- nowych, ciekawych tras rowerowych
- więcej życzliwości ze strony kierowców blachosmrodów
- skutecznego treningu i satysfakcji z jego efektów
- dla ścigantów, samych pudeł
- tyle watów pod nogą, żeby łańcuchy urywać
- Kwiatka na pudle TdF w lipcu
- pierwszego Polaka na najwyższym stopniu podium w generalce TdP
- i czego tam sobie każdy z Was zażyczy indywidualnie...


NAJLEPSZEGO !!

Eddy Merckx wielkim kolarzem był...

Poniżej moja praca, która wygrała konkurs portalu rowery.org, trzeba się też czasem pochwalić... ;)

1 czerwca 1968 roku, włoskie Dolomity i morderczy podjazd pod słynne
Tre Cime di Lavaredo... Tak, często myślami wracam do tamtych chwil...

caelestralia.net
Jadę..., od kilkudziesięciu kilometrów razem z kilkoma innymi kolarzami męczę się w ucieczce, tempo zawrotne, warunki tragiczne, dobrze wiem, że najgorsze jeszcze przede mną, istna ściana do nieba, ale cel jest jeden – wygrać ten arcytrudny etap Giro d'Italia.

Mijam Jezioro Misurina, a to oznacza tylko jedno, za chwilę zacznie się wspinaczka, gdzie nie będzie żadnych szans na jakikolwiek odpoczynek, na puszczenie korb, na cokolwiek co pozwoliłoby choć na chwilę złapać oddech.

http://farm9.staticflickr.com
Zaczyna się, z naszej grupki w ucieczce nie zostało już nic, jadę pierwszy, przed chwilą „spłynął” ostatni towarzysz, pod kołami nachylenie 18 procent, przede mną tylko asfalt i kibice, za mną samochody, nie widać już żadnego kolarza. Zwycięstwo etapowe staje się realne, od razu czuje większą motywację, chwytam moje manetki przy ramie, zrzucam ząbek niżej na kasecie i staję w pedałach jeszcze przyspieszając.

http://www.gazzetta.it
Warunki są nieludzkie, wieje tak, że chwilami rzuca rowerem na prawo i lewo, pada deszcz ze śniegiem, moje skostniałe palce u stóp i dłonie pokazują, że temperatura oscyluje w pobliżu 0 stopni. Każdy normalny człowiek rzuciłby rower do rowu i szybko opatulił się ciepłym kocem przed kominkiem, pijąc gorącą herbatę. Ale nie ja, mam możliwość wygrania etapu Giro Italia i trafienia na usta całej sportowej Europy.

Napisy na asfalcie nie pozostają złudzeń, 3 kilometry do mety, w głowie burza myśli, zdrowy rozsądek podpowiada zejdź z roweru, bo zrobisz sobie krzywdę, jednak adrenalina robi swoje i dalej kręcę... prawa – lewa, prawa-lewa, prawa-lewa, raz w siodełku raz na stójce. Jest tak zimno, że nawet nie czuję bólu w nogach, płuca pieką, z ust wyrzucam tyle pary co klasyczny parowóz.
http://www.pedaletricolore.it
Na poboczach kibice, krzyki, gwara, kolejna dawka motywacji żeby dać z siebie jeszcze więcej, znowu chcę manetką ustawić inne przełożenie ale nie mogę, nie czuję już dłoni, tak jakbym miał tylko dwa kikuty oparte na kierownicy, no nic trzeba jechać na tym co mam...

Siodełko przeszkadza coraz bardziej, teraz pada już tylko śnieg, przeraźliwy chłód dostaje się wszędzie, już nawet nie wiem czy logicznie myślę, tylko jak automat powtarzam sekwencję prawa-lewa, prawa-lewa.

Do mety już bardzo blisko, zmęczony, wyziębiony, ogłupiały z wysiłku, ale wiem że wygrana etapowa jest na wyciągnięcie ręki. Każdy kolejny metr jest jak igła wbijana w ciało, nie ma zmiłuj, trzeba kręcić.
http://cdn.mos.bikeradar.com
I wtedy słyszę coś jakby większe poruszenie kibiców, do mojej głowy, dopiero po chwili, docierają dźwięki klaksonów aut za mną, z trudnością odwracam głowę i widzę Jego...

Mija mnie jakby jechał na motorze, jakby to była płaska droga, pomimo iż też ma krótki rękawek i krótkie spodenki sprawia wrażenie jakby te koszmarne warunki nie robiły na nim żadnego wrażenia. Kiedy do mnie dojeżdża zauważam tylko krótkie spojrzenie, grymaśny uśmiech po czym staje w pedałach i odjeżdża mi tempem dwa razy szybszym od mojego.
Po chwili widzę coraz mniejszą Jego sylwetkę przed sobą, aż znika zupełnie za kolejną sztywną serpentyną – w ten sposób znika też moje zwycięstwo etapowe...
Tak, to był On – Eddy Merckx, po prostu WIELKI KOLARZ.
http://www.cyclemagazine.it
Brakowało niewiele, po chwili siłą woli dojeżdżam na metę, jednak cała uwaga mediów i kibiców skupia się na kimś innym, mi pozostaje owinięcie w ciepły koc i próba powstrzymania drgawek. Byłem mocny ale ktoś był lepszy, mam tylko wrażenie, że przegrałem z kolarzem z innego świata, co tylko potwierdziły kolejne lata w kolarstwie. Lata w cieniu Kanibala...

Marznące dłonie

W ostatnim artykule rozpisałem się trochę na temat marznących stóp. Każdy kto jeździ zimą zgodzi się ze mną, że równie ważne jest zadbanie o inną newralgiczną część ciała – dłonie.
303cycling.com
Trening na mrozie bez odpowiedniej dbałości o dłonie potrafi zamienić się szybko w prawdziwą mękę z dwoma „kikutami” opartymi o kierownicę – a tego nikt nie chce...

Myślę, że najlepiej będzie zachować porządek z poprzedniego wpisu i po prostu kolejno wypiszę wszelkie patenty, które działają na marznące dłonie.

1. Ciepła bluza/kurtka
Tak, również bluza/kurtka ma wpływ na nasze dłonie, dzieje się tak z prostego powodu – jeśli niedostatecznie ocieplimy ramiona, do naszych dłoni będzie płynęła już częściowo schłodzona krew, co zdecydowanie skróci czas komfortowej jazdy. Dlatego w pierwszej kolejności zadbajmy o nasz tors i ramiona.

2. Kremy
Od razu mówię, że tego nie próbowałem, ale słyszałem już od kilku osób, że smarują dłonie różnymi kremami typowo zimowymi i to stanowi jakąś tam dodatkową barierę przed zimnem. Szczerze mówiąc nie bardzo wierzę w skuteczność tej metody, jeśli ktoś ma to przetestowane chętnie posłucham opinii. Dla mnie kremy są skuteczne, ale na twarz.

3. Rękawice
To jest chyba oczywiste – podstawowa ochrona naszych dłoni na różne warunki atmosferyczne. Producenci oferują nam dosłownie wszystko, super ekstra hiper materiały odporne na wiatr, deszcz i wszystko inne. Niestety w większości jest to typowy marketingowy bełkot, a podawane w ulotce zakresy temperatur nijak się mają do rzeczywistości. Przetestowałem sporo różnych rękawiczek i rękawic kolarskich, od typowo zimowych, przez jesienne i wiosenne z różnych materiałów i zawsze problem marznących dłoni pozostawał – zmieniał się tylko czas kiedy ten problem się pojawiał. Jak już odkryłem jakie rękawice są idealne to tylko się popukałem w głowę, że dopiero tak późno na to wpadłem. Zwykłe rękawice narciarskie kupione w sklepie za ułamek ceny tych od najlepszych producentów są zdecydowanie od nich lepsze.
Ewentualnie jak jest bardzo mroźno można jeszcze dać pod spód takie cienkie wiosenne rękawiczki i taki zestaw naprawdę daje radę w każdych warunkach. Jest oczywiście minus, którym jest nieporęczność, rękawice takie są dość grube i manewrowanie klamkomanetkami jest utrudnione – do wszystkiego jednak można się przyzwyczaić i dla mnie nie jest to już żaden problem.
Niektórzy próbują zakładać jednocześnie kilka par rękawiczek, jednak trzeba pamiętać, że im bardziej palce będą ściśnięte – tym szybciej zaczniemy tracić w nich czucie.

4. Wkładki ogrzewające (tzw. handwarmer)
Jest to nic innego jak niewielkie opakowanie ze specjalnym żelem, w którym umieszczona jest metalowa płytka. Po przełamaniu tejże płytki zachodzi reakcja chemiczna i zestaw staje się ciepły. Poręczny i prosty w użyciu przedmiot, który warto wrzucić sobie do kieszonki i użyć kiedy naprawdę czujemy już duże zimno. Wkładki nie są drogie, można je kupić już za około 10 zł i, co ważne, są wielokrotnego użytku. Można je również z powodzeniem włożyć w rękawice i dalej kontynuować jazdę – nie trzeba więc sobie robić postojów.

www.buckmans.com
5. Kładzenie dłoni na pośladku
Wiem – brzmi dziwnie ;) Ten patent odkryłem zeszłej zimy, kiedy już czujemy że jest nam bardzo zimno w dłonie, po prostu jedną z nich (drugą oczywiście trzymamy kierownicę) kładziemy "plackiem" na pośladku. Dzięki temu, po pierwsze, ustaje na chwilę wychładzający wpływ wiatru, a po drugie ogrzewamy dłoń ciepłem naszego ciała. Naprawdę wystarczy chwila i już czujemy jak do dłoni wraca przyjemne ciepło. Można jechać tak na zmianę, raz jedna ręka, raz druga i spokojnie dojedziemy do domu bez fatalnego uczucia skostniałych palców.

Mam nadzieję, że te kilka patentów będzie dla Was użyteczne, zapewne część z nich znaliście, może nawet wszystkie, a może znacie jeszcze inne ? Chętnie posłucham i sprawdzę „na żywym” materiale.
Jeśli jednak nic już nie pomaga to zawsze możemy się zatrzymać, zrobić sobie krótki postój i poczekać aż ciepło wróci do naszych dłoni.
Byle do wiosny ;)