Road Trophy

Jeśli z wielką pasją oglądasz różne etapówki w World Tour to czas najwyższy sprawdzić się samemu na tego typu imprezie.

Wyścig etapowy to zupełnie inna bajka niż klasyczna jednodniowa rywalizacja. Niestety dla amatorów takie imprezy są rzadkością. Tym bardziej cieszy fakt, iż Wiesiek Legierski – organizator tak legendarnych wyścigów jak Pętla Beskidzka, Puchar Równicy, czy Rajcza Tour – wychodzi naprzeciw potrzebom amatorów i organizuje 3-etapowy wyścig w samym sercu Beskidów.
Już w dniach 16-18.08.2013 na własnej skórze będzie można się przekonać jak smakuje typowa szosowa etapówka. Patrząc na sukces Road Trophy z lat ubiegłych można spodziewać się dobrej organizacji, ciężkich tras i walki ze swoimi słabościami przez trzy dni.

W tym roku jak zwykle trasy będą należeć do tych najcięższych, Wiesiek przedstawił wstępny plan tras, które kształtują się następująco:

Jak widać lekko nie będzie, ale o to przecież w tym wszystkim chodzi, a po przejechaniu tak ciężkich tras sukces smakuje jeszcze lepiej.

Jeśli więc uważasz się za dobrego i ambitnego kolarza amatora, koniecznie powinieneś przyjechać na Road Trophy w połowie sierpnia. Beskidzkie trasy już na Ciebie czekają.

Ja będę ;)

Dla porządku jeszcze regulamin.

Keirin w kraju kwitnącej wiśni

Generalnie kolarstwo torowe bliskie mi nie jest i jeśli już się nim interesuję to tylko przy okazji Igrzysk Olimpijskich lub ewentualnie Mistrzostw Świata. Ostatnio jednak znalazłem na sieci bardzo ciekawy film, który pokazuje bliżej Keirin. Nie mogłem przejść obok tego obojętnie i stąd ten krótki artykuł, miłego czytania.
www.cyclingtips.com.au
Trzeba przyznać, że Keirin to jedna z dziwniejszych dyscyplin olimpijskich, z kim bym tego nie oglądał, to w momencie kiedy pojawia się pan na motorku, a za nim naginają kolarze zapada najpierw konsternacja, a potem zazwyczaj salwy śmiechu. Fakt, wygląda to dość śmiesznie ale może dzięki temu chętnie się to ogląda.
Nigdy nie zagłębiałem się w historię dyscypliny, wiedziałem tylko to co podsłyszałem na Eurosporcie, czyli że wywodzi się bezpośrednio z Japonii, gdzie jest to bardzo popularny sport. Nie bójcie się - nie będę przynudzał teraz o historii i rzucał jakimiś datami.

Jednak to co zobaczyłem na filmie dokumentalnym przerosło moje wyobrażenia. Sam film jest o kolarzu torowym, który nazywa się Shane Perkins i był mistrzem świata oraz brązowym medalistą olimpijskim z Pekinu.
Zawodnik ten dostaje zaproszenie na elitarne wyścigi Keirinu w Japonii i na filmie jest w zasadzie w dużym skrócie pokazane wszystko co najistotniejsze w całej tej przygodzie.


www.cdn-japantimes.com
Okazuje się, że w Japonii działa szkoła Keirinu, gdzie zawodnicy mają rygorystyczny reżim treningowy i w zasadzie żyją tylko z tego sportu. Wielkie sale z całą masą rowerów na ostrym kole, sale pełne rolek treningowych i w zasadzie cała ta kolarska infrastruktura robią ogromne wrażenie. W Japonii jest to na tyle rozwinięta dyscyplina, że zawody przyciągają dziesiątki tysięcy ludzi i jest to idealna okazja do przyjmowania zakładów. Czyli kasa, a jak jest kasa to jest wszystko ;)

Szkoła jest elitarna, tak samo oficjalne wyścigi. Przykładowo trwają one 4 dni i zawodnicy są zamknięci w czymś na wzór akademiku. Muszą oddać wszelkie urządzenia typu telefony komórkowe, laptopy itp. Odseparowani od świata zewnętrznego mogą skupić się tylko na ściganiu.

Tak wygląda typowy wyścig japońskiego Keirinu:

Sam start wygląda dość śmiesznie, zawodnicy przypominają na pierwszy rzut oka dżokejów na wyścigach konnych: startują ze specjalnych bloków, mają jaskrawe ubrania i „kosmiczne kaski”.
Co roku na mistrzostwa zapraszani są wybrani zawodnicy z innych krajów, zazwyczaj raptem kilka osób – elita.
Ciężko to wszystko opisać słowami, jednak Japonia to Japonia, czyli oryginalny kraj z oryginalnymi zwyczajami. Tak samo to wygląda jeśli chodzi o kolarstwo.

Nie będę więc przynudzał, po prostu poniżej zamieszczam wszystkie części filmu o którym wspominam, życzę miłego oglądania, a za film podziękujcie stronce www.cyclingtips.com.au
Tylko popcornu nie bierzcie, bo potem będzie trzeba to spalić na treningu.

Rozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV

Rozdział V


Też macie ochotę zobaczyć to wszystko na żywo i poczuć ten charakterystyczny klimat ?

Motywacja poprzez cele

Dobra, dziś będzie bardziej motywacyjnie, bo co byśmy nie robili, jak ciężko byśmy nie trenowali, to zawsze musimy to po coś robić. Jazda dla samej jazdy dobra jest na początku, ale po jakimś czasie naturalne jest lekkie znudzenie spowodowane rutyną treningów.
Najprostszy sposób żeby sobie z tym poradzić to stawianie sobie odpowiednich celów. Mówcie co chcecie, ale człowiek z celem pracuje i żyje zupełnie inaczej niż ktoś kto wyraźnie sprecyzowanego celu nie posiada.



Uważam, że każdy z nas – kolarzy amatorów, powinien mieć jakiś cel (oczywiście mowa o tych czysto kolarskich) do którego będzie dążył. Bez tego pogodzenie treningów z życiem codziennym i pracą będzie bardzo trudne i prędzej czy później zaczniemy tracić na systematyczności.

Oczywiście taki cel musi być przemyślany i logiczny. Tu z pomocą przychodzą nam definicje z zakresu zarządzania ludźmi. Jest jedna bardzo fajna metoda stawiania celów, którą teraz przywołam, nazywa się S.M.A.R.T. Może o tym słyszeliście, jak nie to zachęcam do lektury, gdzie przekuję założenia metody na nasze kolarskie podwórko.
Zgodnie z definicją cel powinien być:
  • Simple (Prosty)
    Czyli po prostu musi być zrozumiały i jasny. To ma większe zastosowanie jak stawiamy cel komuś, a nie sobie ale też nie ma co komplikować sobie życia ;)

  • Measurable (Mierzalny)
    To pomijam, bo tu większego zastosowania w kolarstwie nie będzie

  • Achievable (Osiągalny)
    No i tu mamy bardzo ważną kwestię. Trzeba sobie tak stawiać cele, aby były one w ogóle realne do zrobienia. Jak Twoim celem będzie wygranie Tour de France to jest to raczej mission impossible (Kwiatek jeśli to czytasz, to nie do Ciebie ;) i takie coś kompletnie nie ma sensu. Motywacja będzie żadna.

  • Relevant (Istotny)
    Cel musi być ważnym krokiem naprzód, czymś czego osiągnięcie faktycznie da nam mnóstwo satysfakcji i frajdy.

  • Timely defined (Określony w czasie)
    Krótka piłka, założenie powinno mieć ramy czasowe. Niech to nawet będzie czas kilku lat, grunt że będzie w jakiś tam sposób ograniczone.

Jeśli zacząłeś jeździć na rowerze tak jak ja, czyli całkowicie od zera to masz ułatwioną drogę. Stawianie sobie kolejnych, coraz bardziej ambitnych celów, może doprowadzić Cię do miejsca o którym teraz możesz tylko marzyć.
Na moim przykładzie, pierwszy cel to było przejechanie na treningu 100km, potem dojechanie na ustawce do mety z grupą, potem zaczęła się jazda w górach i zdobywanie kolejnych przełęczy, potem doszedł element rywalizacji i kolejne cele: TOP 10, TOP 5 najpierw w Supermaratonach, potem w Road Maraton. Obecnie wszystkie te cele zostały spełnione, ale oczywiście na laurach nie spoczywam- teraz na tapecie jest zdobycie Górskiego Mistrzostwa Polski.
Wyobrażacie sobie jak bardzo byłbym zdemotywowany, jak bym sobie cel zdobycia GMP postawił na początku przygody z kolarstwem ? Pewnie teraz nie pisałbym tego artykułu.

Dlatego nawet jak zaczynacie dopiero jeździć to już warto sobie coś tam planować, zapalić sobie w oddali to światełko do którego będziecie dążyć. Jak już osiągnięcie postawiony cel to macie po pierwsze dużą satysfakcję, a po drugie ogromnego kopa motywacyjnego na kolejne ciężkie treningi.


Pamiętajcie, bez ambitnych, ale możliwych do spełnienia celów nigdy nie będziecie mistrzami !

Przebiśnieg, czyli rzecz o polskim kolarstwie

Oryginalny nie będę, jeśli chodzi o kolarstwo to obecnie temat na okładki gazet jest tylko jeden, czyli jazda Kwiatka na słynnym Tour de France.
Wprowadziłbym nawet kolejną już jednostkę metryczną, tak jak jest „jeden Wenta” zróbmy „jednego Kwiatka”, czyli 0,7 sekundy. Tak, to właśnie tyle dzieliło nas wszystkich od dumy, że to Polak, mało tego – mistrz naszego kraju, jedzie w najsłynniejszym wyścigu kolarskim na świecie, na pozycji lidera.
fot. TDWsport
Ale moja radość z poczynań Michała w tym sezonie jest głębsza niż zwykłe zaspokojenie kibicowskiej ambicji. Tworzy się bowiem pewna historia która może mieć zbawienny wpływ na stan naszego sportu. Tutaj od razu dodaję, że wyniki Kwiatka to tylko pretekst do napisania tego artykułu, sprawa jest głębsza jeśli dodamy ogólnie wyniki polskich kolarzy w światowym peletonie w tym sezonie.
To co się dzieje w 2013 to po prostu bajka, na Giro czułem że śnię i że zaraz się obudzę i Polacy będą tam gdzie zawsze, czyli na miejscu ekskluzywnych gregario. Jednak kubeł zimnej wody nie przyszedł i faktycznie mieliśmy dwójkę naszych w pierwszej dziesiątce klasyfikacji generalnej. Z tego miejsca należą się podziękowania Rafałowi Majce i Przemkowi Niemcowi.

Dlaczego to takie ważne ? Chociażby dlatego, że teraz w moim otoczeniu (tym ewidentnie nie kolarskim) nagle wszyscy pytają się mnie o kolarstwo, ten niszowy w Polsce sport zyskuje na popularności i medialności. Ostatnio o Kwiatku mówili nawet w TVN, gdzie zazwyczaj ważniejsze są prywatne poczynania trzeciego bramkarza reprezentacji Polski.

To wszystko zadziała jak wielka machina z wieloma małymi trybikami, na razie to wszystko się rozkręca, ale pierwsze pozytywne oznaki już są widoczne. Dla przykładu u mnie w pracy jak powiem coś o kolarstwie i Majce to już kilka osób się zapyta czy chodzi o Włoszczowską, czy może Rafała :) Nawet jeśli słucham głupich pytań typu „Czy będziesz startował w Tour de Pologne ?” to fajnie, że kolarstwo szosowe ożyło. To już prosta droga do zainteresowania tym sportem dzieciaków, a jak wiadomo z pustego i Salamon nie naleje i bez tego, rozwoju tej dyscypliny nie będzie.
Niech młodzi Kwiatek i Rafał będą idolami, niech spowodują że młodzież będzie chciała jeździć na rowerach tak jak za czasów świetności Wyścigu Pokoju. Miejmy w Polsce Kwiatkomanię - ja jestem za.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:Galanthus_nivalis.jpg
Chyba nawet nazwisko Michała jest tutaj idealne, bo dla mnie to faktycznie Kwiatek, taki typowy tytułowy „przebiśnieg” wybijający się z marazmu kolarstwa szosowego w Polsce. Nawet kolor się zgadza, bo przecież Michał jedzie obecnie w białej koszulce najlepszego młodzieżowca...


I spokojnie, może Michał Kwiatkowski nie założył żółtej koszulki lidera, ale coś czuję że zrobi to jeszcze wielokrotnie i nawet członkowie naszych rodzin będą wtedy chcieli oglądać relacje z największych wyścigów w TV. Zresztą tego Wam i sobie życzę z całego serca...